W tym tygodniu w Sejmie powstała poselska sekcja dziennikarska. Jej działalność zainaugurowała posłanka Platformy Agnieszka Pomaska w roli sprawozdawcy radiowo-telewizyjnego, prowadzącej program na żywo wprost z sali sejmowej.
Jak się okazało, świeży narybek dziennikarstwa polskiego jest skrzyżowaniem najlepszych wzorów naszego zawodu. Obiektywizmu w wydaniu Tomasza Lisa i dociekliwości połączonej z delikatnością Moniki Olejnik czy Piotra Gembarowskiego z jego słynnej rozmowy z Marianem Krzaklewskim. Akurat słowo „narybek” nie jest przywołane przypadkowo. Ma ono bowiem odniesienie do korzeni posłanki, która nie dość, że urodziła się i wychowała nad polskim, pięknym Bałtykiem, to jest wychowanką polityczną innej gwiazdy Platformy Obywatelskiej z tamtych plażowych terenów, Sławomira Nowaka. To jednak drobiazg wobec faktu, że oto mamy do czynienia z nowym rozdziałem w dziejach parlamentaryzmu jak i dziennikarstwa. Od tej chwili bowiem zwiększona zostaje rola polskich posłów i senatorów. Od dziś samodzielnie i samorządnie będą opisywali na potrzeby opinii publicznej swoją tytaniczną pracę dla dobra całego społeczeństwa polskiego, a ostatnio i Unii Europejskiej oraz Komisji Weneckiej.
Powiedzieć, że debiut Agnieszki Pomaskiej jako dziennikarki był obiecujący, to prawie tak jakby scharakteryzować talent Usaina Bolta określeniem „nieźle biega”. Nie wstydzę się powiedzieć, że jej pierwsze kroki w roli sprawozdawcy sejmowego były olśniewające. Nie potrafię też ukryć, że jej mądrość nadzwyczajna w połączeniu z bajkową wręcz kobiecą urodą, która od mego bezgrzesznego dzieciństwa, zwykle odciskała swoje mocne piętno na widzeniu przeze mnie świata, sprawiły, że po prostu nie znajduję odpowiednich słów zachwytu i uznania, aby w pełni oddać bogactwo jej dziennikarstwa.
Choć nie minęło jeszcze pierwsze półrocze 2016, już dziś mogę wyprzedzić nominacje do nagrody Grand Press Dziennikarza Roku, tak jak Agnieszka Pomaska wyprzedza obecną epokę pod względem profesjonalizmu, promowania światowych standardów pracy w mediach i przestrzeganie etycznych kanonów zawodu. To tylko zarys należnej jej laurki.
Nie od dziś jednak wiadomo, jakie przeszkody napotykają nowe prądy w polityce, malarstwie, muzyce i wielu innych dziedzinach ludzkiej twórczości. Dziennikarstwo z tych negatywnych, hamujących często rozwój mechanizmów, nie jest wyłączone.
Toteż i dziennikarstwo Agnieszki Pomaskiej zaraz na początku drogi znalazło wielu przeciwników. Boleję nad tym, dostrzegając jak wiele z uwag tych domorosłych krytyków jest niesprawiedliwych. Jak krzywdzą one posłankę. Od razu mówię – nie wszystkie nadają się nawet do przytoczenia. Dla ilustracji ich tonu i niesmaku, jaki wywołują, przywołam tylko te najłagodniejsze.
Ktoś wypomniał elementy niedoskonałości dykcji posłanki Pomaskiej oraz zbyt skrótowy sposób wyrażania się, kiedy kierowała zastrzeżenia do postawy posłów PiS, mówiąc: „Cza było słuchać, cza było słuchać”. W innej chwili: „Przestań żeś mówić”.
Do kogoś, kto prosił o powtórzenie niewygodnego mu pytania: „To idź do lekarza od uszu”. Kiedy na sali zrobiło się głośniej, krzyknęła do mikrofonu: „Z takiego chamstwa trudno rzeczywiście się przebić”, a później do marszałka Sejmu, prowadzącego obrady: „ Ej, co to jest! Włącz mikrofon!”.
Ciekawy też był moment, w którym posłanka pokazała dziennikarski temperament, zagrzewając posła: „Przestań z tym suwerenem. Zejdź z mównicy, zejdź z mównicy. Dobra, niech mówi. Zrób coś dla parlamentaryzmu. Przestań gadać”.
Jak wspomniałem, niektórzy internauci posunęli się do wstrętnych epitetów wobec posłanki Pomaskiej w rodzaju: „buda z piwem” „wieśniara”, „blachara” , „rynsztok”.
Każde początki bywają trudne… Wiem, że nie załamią dzielnej Pomaskiej. Już wcześniej dawała tego dowody.