Gdyby poważnie zastanowić się nad tym, jakie są najsilniejsze ośrodki opozycji w dzisiejszej Polsce i jakie mają inspiracje, to dojdziemy do zaskakujących ustaleń. Okaże się bowiem, że Platforma Obywatelska i „Nowoczesna” to wcale nie najważniejsze środowiska, nadające dziś względny impet antyrządowym działaniom - pisze Witold Gadowski w najnowszym numerze "Gazety Polskiej".
Pomijając jawne agentury niemieckie i rosyjskie, bardzo łatwo można zauważyć, że opozycyjne partie pełnią coraz bardziej dekoracyjną rolę, a prawdziwe zadania realnej walki z rządem Prawa i Sprawiedliwości powierza się albo prominentnym sędziom, albo osobom pokroju Ludmiły Kozłowskiej i Bartosza Kramka. Zachodzi oczywiście pytanie: kto opozycji rozdziela role, ale tu wiele wyjaśniłaby pewnie cykliczna obecność generała Marka Dukaczewskiego pod Sejmem.
Różowo-czerwona Unia
Rodowód tej grupy wywodzi się wprost ze spotkań w Magdalence, gdzie generał Czesław Kiszczak dogadywał się z przedstawicielami tzw. konstruktywnej opozycji. Kilka miesięcy po tych „dżentelmeńskich paktach” środowiska pezetpeerowców, tradycyjnie związanych z frakcją „puławian”, oraz rewizjonistów spod znaku Geremka, Kuronia i Michnika, wykreowanych na liderów solidarnościowej opozycji, rozpoczęły tworzenie myśli politycznej, która miała absolutnie zdominować nową Polskę.
Najpierw Bronisław Geremek obmyślił, że w Polsce wcale nie należy odbudowywać partii politycznych, wystarczy, że skupiony wokół Lecha Wałęsy Komitet Obywatelski przejmie wszystkie atrybuty władzy od PZPR i będzie dobrze. Zamysły Geremka stosunkowo szybko rozbili bracia Kaczyńscy, którzy przystąpili do organizowania Porozumienia Centrum. W reakcji na ruch Kaczyńskich środowisko skupione wokół Tadeusza Mazowieckiego założyło Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna; porażka tego projektu doprowadziła do kolejnych mutacji: Unii Demokratycznej i Unii Wolności. W rezultacie fatalnego przywództwa Leszka Balcerowicza i Władysława Frasyniuka środowisko sierot po Bronisławie Geremku chwilowo rozpierzchło się, ale rychło zdominowało Platformę Obywatelską i kancelarię prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Przez długi czas projektom puławsko-geremkowskim bezwzględnie sekundowała „Gazeta Wyborcza” i to wystarczyło, aby pomimo nikłego poparcia społecznego ludzie z tego środowiska odgrywali nieproporcjonalnie dużą rolę w naszym życiu społecznym. Teraz „GW” nadal – co prawda rytualnie – wspiera PO i grupujące niedobitków po UW środowisko Nowoczesnej, ale większości młodych dziennikarzy tej gazety bardziej podobają się ultralewicowe i prowokacyjne obyczajowo ruchy.
Co prawda nie istnieje dziś projekt polityczny, taki jak UW, jednak to właśnie kosmopolitycznie usposobione elity dawnej Unii zdominowały ideowo PO.
Te same – nieznoszące „polskiej narracji” – środowiska dominują w Nowoczesnej. Kilka czynników sprawiło jednak, że „późni geremkowcy” nie potrafią dziś narzucić swojej opowieści całemu społeczeństwu. Żałośnie wyglądają próby wzbudzenia ulicznych emocji przy pomocy geriatrycznych ekip Komitetu Obrony Demokracji i Obywateli RP. Działania tych grup stają się coraz bardziej karykaturalne i zamiast masowych emocji, budzą coraz większy niesmak. Przyzwyczajeni do władzy i brylowania w świetle reflektorów pogrobowcy Unii rozpaczliwie poszukują drogi powrotu do pookrągłostołowego znaczenia. Dziś właściwie pozostała im tylko akcja zagraniczna i nakłanianie różnych ośrodków politycznych, niechętnych dzisiejszym władzom w Warszawie, do akcji restrykcyjnych wobec Polski.
Unia ciągle jest groźna dla polskiej państwowości, ale nie prezentuje już tej siły co kiedyś i raczej samodzielnie nie będzie w stanie powrócić do dawnego znaczenia.