Od 2014 roku, decyzją ówczesnego ministra obrony narodowej, apel poległych może być odczytywany jedynie przez wojsko. Sytuacja została nagłośniona przez opozycję, mimo, iż to za czasów rządów PO wszedł w życie owy zapis.
Przypomnijmy, że podczas porannych obchodów rocznicy wybuchu II wojny światowej doszło do rzekomego "skandalu". Żandarmeria Wojskowa miała zablokować harcerza, który miał odczytać apel poległych. Widać to na nagraniu, które w Internecie opublikował prezydent Gdańska Paweł Adamowicz.
Dziś w programie Radia Zet i Polsat News rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński poinformował, że podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Wojciech Kolarski w imieniu prezydenta zwrócił się do MON z pismem z prośbą o wyjaśnienie sytuacji, która zaistniała na Westerplatte.
Prawdą jest, że jedynie wojsko ma prawo do odczytywania apelu poległych. Co najciekawsze – sam Tomasz Siemoniak, były minister obrony narodowej, nie ustaje w wysyłaniu tweetów uderzających w ministra Antoniego Macierewicza za to, iż ten... respektuje przepisy. Trzeba przypomnieć, że to on (Siemoniak) w 2014 roku podpisał decyzję, na mocy której apel poległych ma odczytywać oficer. Zabawne jest, że opozycja pokazała swoje oburzenie, mimo, iż to ona odpowiedzialna jest za w/w przepis.