W dzisiejszym programie "Gry tajnych służb" podjęto się wyjaśnienia okoliczności tajemniczej śmierci lidera Samoobrony Andrzeja Leppera. Artur Balazs, Witold Gadowski oraz płk Piotr Wroński przybliżyli mniej znane dotąd fakty, stawiając zupełnie inny obraz sytuacji. Czy kiedykolwiek wszelkie fakty ujrzą światło dzienne?
– Miałem i mam wątpliwość co do tego jak jego śmierć przebiegała. Nie wierzyłem, że ta sprawa zostanie kiedykolwiek wyjaśniona. Mam przeczucie, że tu jest drugie dno. Był depozytariuszem wiedzy, która była niezwykle niebezpieczna dla wielu - tłumaczył Artur Balazs.
– Andrzej Lepper otrzymał od służb kompromitujące kwity. Nie zrozumiał intencji ich posiadania. Miał się nimi posługiwać do realizacji pewnych celów. Służby specjalne uznały, że nie jest to człowiek, który może być dopilnowany. Szybko został zdegradowany z wysokiego stanowiska. Zanim zrealizował to czego chciał, odebrał sobie życie - mówił Witold Gadowski.
– Wszyscy koncentrują się na jego śmierci. Jak znalazł się w ogóle w polityce? PIerwszy raz zainstniał na przełomie lat 1992-1993. Wówczas prywatyzowano PGR-y. Jestem z głównych batożących pewnego dyrektora był Andrzej Lepper. Andrzej Lepper nie był w ogóle znany - pojawił się znikąd. Rosjanie gromadzili wokół siebie różne dziwne organizacje. Wszystko to nagle zaczął pewien biznesmen z Olsztyna. Miał duże kontakty z Białorusinami, Rosjanami. Pojawił się nagle razem z Andrzejem Lepperem. Gdy Lepper wrócił z Białorusi, Rosji, to już był inny człowiek. To już był polityk - lepiej ubrany, delikatnie opalony - mówił płk Piotr Wroński.
– Andrzej Lepper musiał wiedzieć dużo. Zginął dlatego, że wiedział zbyt wiele o zbyt wielu ludziach. Miał nawet informacje dot. kontraktu gazowego. Samo jego istnienie wzmacniało opozycję. Jego działania nie dążyły do pełnej lustracji - podsumował pułkownik.