Gościem red. Doroty Kani w programie „Dziennikarski poker” na antenie Telewizji Republika był prof. Aleksander Nalaskowski, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Edukacja w obliczu panującej pandemii
– Mieliśmy strajk nauczycieli, który trwał trzy tygodnie i wtedy nikt się nie przejmował nauczaniem zdalnym ani wiedzą. Okazało się, że mimo to uczniowie zdali matury i wszelkie egzaminy oraz dostali się na studia. Teraz ta przerwa wymusiła funkcjonowanie nauczania w trybie awaryjnym, są różne formy tego nauczania. W tym momencie jest to raczej autoedukacja pod nadzorem nauczycieli – mówił nam prof. Nalaskowski.
– Trzeba jasno sobie powiedzieć, że takie funkcjonowanie zmienia obecny paradygmat szkoły, obecny model funkcjonowania szkoły, która jest miejscem, gdzie zbierają się dzieci i tam mniej lub bardziej skutecznie wtłacza się im wiedzę w postaci lekcji, rozmaitych zajęć. (…) Teraz nagle zmienia się paradygmat - szkoła udziela tylko wskazówek – stwierdził prof. Nalaskowski.
– Jeżeli mielibyśmy się zdać na edukację domową to zwróćmy uwagę, że na codzień większość rodziców decyduje się na edukację masową, publiczną – nadmienił.
Zaznaczył, że „to wszystko co szkoła wymusza jest w tej chwili zrzucone na rodziców”.
– Szkoła to nie tylko przedsięwzięcie nauczające, ale również wychowujące. Zauważmy, jak ważny jest pobyt w grupie rówieśniczej. (…) W tej chwili tego brakuje. Jeszcze jedna rzecz jest ważna, aby edukacja zdalna była skuteczna musimy przebudować psychikę ucznia – on musi chcieć – tłumaczył prof. Nalaskowski.
– Pamiętam, jak premier spotkał się z YouTuberem, aby przekonywać jego odbiorców, aby zostali w domu. To jest znakomita ścieżka. Trzeba wysilić się, aby uczenie było modne, aby nie było one obciachem – mówił.
– Jeżeli potrafimy z edukacji ciągłej wykluczyć trzy tygodnie, a teraz pewnie kilka miesięcy i powiemy, że nic się nie stało, to za moment okaże się, że tyle czasu uczniowie spędzają w szkołach niepotrzebnie – ocenił.