Klienci za takie same zakupy na Podkarpaciu zapłacą 139 złotych, natomiast w województwie Kujawsko-Pomorskim o 20 złotych więcej. Według najnowszych danych GUS na niektórych produktach różnica ceny między województwami może sięgać nawet 80 proc.
Faktem jest, że mieszkańcy wschodniej i południowo-wschodniej Polski na zakupy spożywcze wydają znacznie mniej pieniędzy niż rodacy z innych części kraju. GUS opublikował dane, które to potwierdzają.
W październiku Polska wysunęła się na pierwsze miejsce w Europie pod względem inflacji. To oznacza, że nad Wisłą ceny rosną najszybciej. Ale nie wszystkie regiony walczą z podwyższonymi cenami. Są w naszym kraju takie miejsca, gdzie zakupy można zrobić stosunkowo tanio.
Z najnowszych danych wynika, że takim miejscem jest Podkarpacie. To właśnie tam zanotowano najniższe średnie ceny produktów żywnościowych.
Analizie poddano 10 produktów: chleb, kaszę, wołowinę, szynkę wieprzową, polędwicę, filety z morszczuka, marchew, pomarańcze oraz cukier. Na Podkarpaciu rachunek końcowy wykazał 138,89 zł. Ten sam koszyk w województwie kujawsko-pomorskim to już wydatek blisko 156 złotych. To ponad 12 % różnicy.Równie drogo jest w innych zachodnich województwach. Za ten sam koszyk zakupów rachunek przekroczy 150 złotych jeszcze w zachodniopomorskim, pomorskim, dolnośląskim i opolskim. Niewiele do tej granicy zabraknie Wielkopolsce oraz Warmii i Mazurom.
Z kolei we wschodniej Polsce kwota ledwo przekracza 140 złotych. I tak na przykład w mazowieckim jest o 15 złotych taniej niż w sąsiednim kujawsko-pomorskim.Marek Zuber, ekonomista podał aż 4 czynniki, które na to wpływają.
- Po pierwsze, sklepy ustalają taką marżę, za jaką są w stanie sprzedać - mówi ekspert. To oznacza mniej więcej tyle, że ceny zazwyczaj dostosowane są do poziomu zamożności mieszkańców. A jak wiadomo, wynagrodzenia na Podkarpaciu są niższe niż w innych częściach kraju.
- Sklep nie ustali ceny, za którą nikt mu nie kupi towaru - mówi Zuber.
Druga kwestia to lokalni dostawcy, u których zaopatruje się wiele sieci handlowych
- Kilka lat temu mieliśmy urodzaj malin i cena w Warszawie nie zeszła poniżej 6 złotych za kilogram. A w okolicach Kraśnika plantatorzy sprzedawali za 60 groszy - mówi Marek Zuber. Dodaje, że handlowiec z tamtych okolic mógł zaopatrzyć się znacznie taniej niż jego kolega z Warszawy.
Pozostałe dwa czynniki dotyczą bezpośrednich kosztów działalności.
- Po pierwsze, sklep zlokalizowany w prestiżowej galerii będzie płacił wyższy czynsz, przez co automatycznie będzie miał wyższe ceny niż inne placówki tej samej sieci działające w innym miejscu - tłumaczy Zuber.
Do tego dochodzi jeszcze kwestia wynagrodzeń pracowników.
- Na Podkarpaciu na przykład w handlu zatrudnia się za minimalną krajową. W dużych miastach za takie stawki już nie ma chętnych - wyjaśnia ekonomista.
Inflacja nie wszędzie jednakowa
Tegoroczne dane GUS zostały porównane z tym, co GUS publikował dokładnie rok temu. Na wybranych produktach widać, że inflacja nie wszystkim mieszkańcom Polski doskwiera jednakowo.
Najgorzej jest w Małopolsce. Tu w ciągu roku koszyk tych 10 produktów podrożał o przeszło 10 proc. Jeszcze w październiku 2019 roku takie zakupy kosztowałyby mieszkańca Krakowa i okolic niecałe 130 złotych. Dziś są to ponad 142 złote.
Z kolei w województwie łódzkim ceny rosły zdecydowanie wolniej. Rok temu koszyk wart był 138,81 zł. Dziś - 142,84 zł. Na tych produktach inflacja wyniosła więc nieco ponad 2,9 proc.