– Wałęsa wrócił do Polski wściekły i od razu sformułował pismo, w którym wycofał się z poparcia rządu Jana Olszewskiego. Jak wiemy był to tylko wstęp do akcji, która skończyła się bardzo dramatycznie – powiedział na antenie Telewizji Republika dr Jerzy Kropiwnicki, minister pracy i polityki socjalnej w rządzie Jana Olszewskiego.
Gośćmi Antoniego Trzmiela w "Wolnych Głosach" byli doktor Gabriel Janowski, minister rolnictwa i gospodarki rolnej w rządzie Jana Olszewskiego i Hanny Suchockiej oraz doktor Jerzy Kropiwnicki, minister pracy i polityki socjalnej w rządzie Jana Olszewskiego.
Odnosząc się do wyborów 4 czerwca 1989 roku, Jerzy Kropiwnicki powiedział, że "zwycięstwo było niewątpliwe i było to odblokowanie dla wielu ludzi bardzo silnych emocji". – Tyle, że sytuacja wtedy zmieniała się bardzo szybko, jeżeli te wybory potraktujemy jako pewnego rodzaju plebiscyt narodowy za komuna lub przeciw, to i tak już trakcie tamtych wyborów pojawił się już zgrzyt, który był bardzo nieprzyjemny – kwestia listy krajowej i powtórzenie głosowania, żeby komuniści mogli mieć te 65 proc. w Sejmie. Skoro uzgodniono procedurę, to wyjściem było jej dopilnowanie, a jeśli już, to listę trzeba było tworzyć od nowa – dodał.
"Wśród Solidarności tzw. przywódczej nie było wiary w wygrane wybory"
Gabriel Janowski zauważył, że były dwa Okrągłe Stoły. – Jeden w Magdalence, drugi w Pałacu Prezydenckim. Ten w Magdalence, w którym nie uczestniczyłem, nie uważam za fair, towarzystwo specjalnie dobrane dogadywało sprawy, o których opinia publiczna nie wiedziała. Ten w Pałacu Prezydenckim miał sens, bo Solidarność, która powstała, była wielkim ruchem i nadzieją dla Polaków (...). Należało tam wypracować takie sposoby, które dałyby Solidarności możliwość uczestniczenia, w sposób odpowiedzialny w rządach.
Jerzy Kropiwnicki dodał, że w imieniu tzw. grupy roboczej NSZZ Solidarność, napisał list do uczestników Okrągłego Stołu. – Na to, żeby ten stół miał faktycznie dobre skutki, trzeba uwzględnić w nim każdą stronę opozycyjną, która istniały zanim jeszcze powstała Solidarność. Istniało niebezpieczeństwo, że decyzje, które podejmie Okrągły Stół, nie będą dobre, a jeśli będą to będą nieakceptowalne przez opinię publiczną (...). Jak się okazało z rzeczywistego gremium decyzyjnego, które było między Geremkiem, Kuroniem, Michnikiem, gdzieś tam te decyzje zapadały, które spowodowały, że taka decyzja nie została podjęta.
Gabriel Janowski powiedział, że wśród Solidarności tzw. przywódczej nie było wiary w wygrane wybory. Dał temu również wyraz sam Lech Wałęsa. Ludzie nie zawiedli, ale zawiedli ci, którzy przejęli później razem z komunistami ster władzy, np. premier Mazowiecki, którego nazwałem wtedy "premierem zza szafy", bo siedział w dużym pokoju, który podzielony był szafami. Widziałem, że on w ogóle nie ma walki do zmiany rzeczywistej.
Dr Kropiwnicki zwrócił zaś uwagę na to, że "decyzja Lecha Wałęsy, żeby wystąpić jako kandydat na prezydenta miała pozytywne znaczenie społeczne". – Groziło nam, że układ okrągłostołowy w tamtym kształcie tzn. z prezydentem Jaruzelskim będzie trwał i trwał, i zamiast być liderem krajów walczących o demokrację, staniemy się ogonem.
"Wałęsa wrócił z Moskwy wściekły"
– Lech Wałęsa od początku nie chciał rządu Jana Olszewskiego. Wiedział, że Jan Olszewski jest osobą o silnym charakterze i tworzenie tego rządu trwało bardzo długo (...) – zauważył dr Kropiwnicki. – Sam upadek rządu Olszewskiego zaczął się wbrew pozorom nie od tamtej nocnej narady. Ona była konsekwencją. On się zaczął tuż przed wyjazdem Lecha Wałęsy do Moskwy, kiedy na płycie lotniska, zapytano rzecznika prezydenta czy to prawda, że były zastrzeżenia rządowe co do umowy z Federacją Rosyjską. Odpowiedział on, że "coś takiego było, ale nie przyjęło żadnej formalnej postaci" – dodał. – Przekazano to natychmiast Janowi Olszewskiemu i on posłał szyfrogram do ambasady w Moskwie z poleceniem natychmiastowego doręczenia Lechowi Wałęsie. Był to wyciąg z protokołu posiedzenia rady ministrów, na którym stwierdzono wyraźnie, że dokument nie może być podpisany z załącznikami, które uwarunkowywały wyprowadzenie wojsk sowieckich z Polski od założenia spółek polsko-rosyjskich na bazie własności tych wojsk okupacyjnych, a także, że Polska ma obowiązek poszukiwać i zapewnić mieszkania na terenie Rosji, tym żołnierzom, którzy będą z Polski wycofywani – przypomniał minister pracy i polityki socjalnej w rządzie Jana Olszewskiego. – Wszystkie pozostałe kraje tzw. obozu, pozbyły się Rosjan bezwarunkowo, my mieliśmy zgodzić się na tego rodzaju warunki, na co rząd Olszewskiego zgodzić się nie chciał. Wałęsa wrócił do Polski wściekły i od razu sformułował pismo, w którym wycofał się z poparcia rządu Jana Olszewskiego. Jak wiemy był to tylko wstęp do akcji, która skończyła się bardzo dramatycznie – zakończył.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Olszewski: Teraz zupełnie otwarcie mówi się, że przyszłość tego rządu chce się rozstrzygnąć na ulicy