Po niemal dwóch latach od awantury o Puszczę Białowieską nadal trwają postępowania sądowe w sprawie tzw. blokad harwesterów. Ekolodzy często chwalą się tym, że sądy przyznają im racje, ale nie wspominają o tym, że sędziowie uznali niektórych z nich za niepoczytalnych z uwagi na schorzenia psychiczne.
Lato 2017 r. w Puszczy Białowieskiej minęło z jednej strony pod znakiem prac leśnych i wycinania suchych drzew, a z drugiej pod znakiem protestów aktywistów, którzy próbowali blokować maszyny. Wszystkie organizacje ekologiczne kibicowały wtedy tzw. obrońcom puszczy, a najwięcej do powiedzenia mieli m.in. przedstawiciele organizacji Dzika Polska i Greenpeace. Do jednej z blokad doszło 12 lipca 2017 r. Protest relacjonował portal Oko.press, skupiając się brutalności policji.
„Strażnicy powalili na ziemię część protestujących. Przynajmniej jedną osobę skuli kajdankami. Próbowali też odbierać telefony osobom nagrywającym wydarzenie. Straż Leśna i policja spisały aktywistów. – Poinformowano nas, że wobec każdego i każdej zostaną wyciągnięte konsekwencje – mówi Błachno” – czytamy w relacji.
Obecnie zapadają wyroki w sprawach, które wytaczały aktywistom Lasy Państwowe. W wyroku, który zapadł w ubiegłym miesiącu, sąd postanowił odstąpić od kary, bo uznał osobę oskarżoną za niepoczytalną. Jednoznacznie uznał, że aktywista „w czasie popełnienia czynów nie był w stanie z uwagi na swój stan psychiczny rozpoznać ich znaczenia ani pokierować swoim postępowaniem”.
Zadzwoniliśmy do uczestników tamtej blokady. Adam Bohdan z Fundacji Dzika Polska stwierdził, że nie miał świadomości, że ktoś z uczestników blokady mógł mieć problemy ze zdrowiem. Odesłał nas również do środowiska „Obozu dla Puszczy”…
Czytaj więcej w dzisiejszej „Codziennej”.
Serdecznie polecamy poniedziałkowe wydanie „Codziennej”.
— GP Codziennie (@GPCodziennie) 3 lutego 2019
Więcej informacji jak zawsze na https://t.co/1HYRtWiDJA #GPC #dziennik Zapraszamy. pic.twitter.com/zjjPKxpwvL