W dzisiejszym programie red. Doroty Kani "Koniec Systemu" poruszono temat ubeckich katowni. Okazuje się, że wiele takich miejsc do dziś nie jest upamiętnionych. Kto jest odpowiedzialny za zacieranie śladów w dokumentacji? Jak wpływowi są dziś dawni beneficjenci bezpieki?
Zapraszamy na felieton.
W drugiej części programu red. Dorota Kania rozmawiała z dr Tomaszem Łabuszewskim z Instytutu Pamięci Narodowej.
– To pokazuje stosunek władz do tego zjawiska. Do roku 2011, uhonorowania przez Sejm Żołnierzy Wyklętych, nie było impulsu ze strony władz centralnych, aby zajmować się problematyką dot. Żołnierzy Wyklętych czy zbrodni dokonanych przez Komunistyczny Aparat Bezpieczeństwa na żołnierzach podziemia niepodległościowego – rozpoczął doktor.
– Samorządy, nie mając impulsu, uważały, że tego tematu nie ma. Niekiedy władze samorządowe skutecznie i konsekwentnie odmawiały współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej. Nie chciano przyjmować naszych wystaw, prelegentów. Tematem, który budził największe kontrowersje, zwłaszcza na terenie Mazowsza, była kwestia podziemia antykomunistycznego. Zwrócę uwagę, że funkcjonowało ono do początku lat '50. Rzeczywistość Polski powiatowej to zupełnie inny byt niż Warszawa czy Kraków – tłumaczył.
Beneficjenci bezpieki
– Po wydaniu albumu, kiedy objeżdżałem z promocją miasta powiatowe, pamiętam wypowiedź pani, która stwierdziła, że "w roku 2011, zaraz po uchwaleniu ustawy honorującej Żołnierzy Wyklętych, 1 listopada poszła zapalić świeczkę pod siedzibą Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Piszu". Przyznała, że był to akt niebywałej odwagi! Nikt, spośród kilkudziesięciu osób obecnych na spotkaniu, tego nie zanegował. Mało tego… usłyszała głosy aprobaty – wskazał na macki władzy środowisk bezpieki, jakie na poziomie samorządów wciąż mają silne pozycje.
– Mówiąc o represjach, trzeba spojrzeć na ich wielowątkowość. To nie tylko straty bezpowrotne, ale też cały wachlarz represji ekonomicznych, które doprowadziły do tego, że ludzie mający duże gospodarstwa zostali sprowadzeni do roli biedniaków. Z tej biedy, w ciągu następnych pokoleń, nie byli w stanie się podnieść. Ktoś był beneficjentem tej sytuacji. Mamy do czynienia z niewyrównaniem owych strat. Ci, którzy działali na rzecz niepodległego Państwa Polskiego, często dożywali swoich dni w nędzy – wskazał doktor.
– Mieliśmy niejednokrotnie sytuacje, w których miejscowi historycy nie wiedzieli gdzie mieściła się Siedziba Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa. W wielu przypadkach takich informacji brakowało w dokumentacjach – kontynuował, wskazując na szokujące wnioski swoich dochodzeń.
Ukaże się kontynuacja opracowania "Śladami Zbrodni"?
– Tak, mamy już zebrany materiał odnośnie do takich miejsc w Warszawie. Czerwona mapa Warszawy, ponad 50 placówek związanych z komunistyczną bezpieką. Z całą pewnością jest to liczba niedoszacowana – zakończył, pozostawiając widzów z abstrakcyjną liczbą.