Bredzenie o gigantycznej dziurze budżetowej, w czym specjalizują się takie tuzy intelektu, jak przewidywana na "ministrę finansów" Leszczyna, mają stanowić pretekst dla ewentualnego rządu Tuska do wprowadzenia rzeczywiście gigantycznych podwyżek cen energii, co uczyni pariasami większość Polaków. No cóż, gdy będzie trzeba martwić się, za co przeżyć do pierwszego, nie będzie już czasu, by myśleć o polityce. I o to właśnie chodzi!
Dr Aleksandra Gawlikowska-Fyk z Forum Energii w rozmowie z "Rzeczpospolitą" wyjaśniała, że jeśli w przyszłym roku nie zostaną wprowadzone tarcze solidarnościowe lub nie zostaną zamrożone ceny energii, a dodatkowo zostanie przywrócony VAT na energię, to łączny koszt energii może wzrosnąć o 70 procent w porównaniu do obecnych cen.
I tak właśnie będzie, gdyż kierująca się maksymą "pinindzy ni ma i nie bendzie" ekipa Tuska raczej nie będzie skłonna kontynuować działań rządu Prawa i Sprawiedliwości, które chroniły budżety zwykłych Polaków.
Przypomnijmy, że rząd PiS wprowadził tarczę, która miała na celu zamrożenie cen prądu na rok 2023 na poziomie cen z roku 2022. Według przedstawicieli rządu, bez tej tarczy Polacy zapłaciliby za energię znacznie więcej.
Regulowane ceny prądu wygasają z końcem roku, a obecna ekipa, która je wprowadzała, niebawem zakończy, o ile nic się nie zmieni, swoją kadencję.
Warto przypomnieć, że unijne rozporządzenie umożliwiające częściowe zawieszenie rynku energii i wprowadzenie regulowanych cen prądu miało obowiązywać tylko do 30 czerwca 2023 roku. Polski rząd przedłużył jednak ten termin do końca tego roku.