Piniędzy nie ma i nie będzie. Bywaj mi Krakowie... bez metra!
Aleksander Miszalski, członek Platformy Obywatelskiej (PO), złożył przed wyborami samorządowymi istotną obietnicę dotyczącą budowy metra w Krakowie. Jego deklaracja była jasna: jeśli wygra wybory, rząd jego formacji szybko znajdzie środki na realizację tego ambitnego projektu infrastrukturalnego.
Obietnica Aleksandra Miszalskiego dotycząca budowy metra w Krakowie przed wyborami samorządowymi wydawała się trafiać w kluczowe potrzeby mieszkańców miasta. Kraków, będący jednym z największych i najbardziej zatłoczonych miast w Polsce, od lat zmaga się z problemami transportowymi. Budowa metra była postrzegana jako potencjalne rozwiązanie tych problemów, które mogłoby odciążyć istniejące środki komunikacji, zwłaszcza w obliczu rosnącego ruchu drogowego.
Politycznie, taka obietnica była odważnym posunięciem Miszalskiego i mogła znacząco wpłynąć na jego wynik wyborczy. W kampaniach wyborczych często używa się obietnic związanych z dużymi inwestycjami infrastrukturalnymi, ponieważ działają one na wyobraźnię wyborców. Jednak ryzyko takich obietnic polega na tym, że ich realizacja jest często uzależniona od wielu czynników, w tym od dostępnych funduszy, priorytetów rządowych oraz wsparcia na szczeblu krajowym.
Po wygranych wyborach, szybka deklaracja rządu Donalda Tuska, że środków na budowę metra nie ma i nie będzie, przyniosła ze sobą istotne polityczne reperkusje. Po pierwsze, zaszkodziło to wizerunkowi samego Miszalskiego, który w oczach wielu wyborców mógł stracić wiarygodność. Złożenie tak konkretnej i wielkiej obietnicy bez wcześniejszego upewnienia się co do możliwości jej realizacji wskazuje na brak realnych analiz finansowych. Dla wielu wyborców to nie tylko kwestia niespełnionej obietnicy, ale też brak zaufania do polityków Koalicji Obywatelskie, którzy w kampanii łatwo obiecywali, a po wyborach zmieniają swoje stanowisko.
Źródło: Republika