"Bart" Staszewski oburzony artykułem "GW" o "strefach wolnych od LGBT": Dołączacie do prawicowej szczujni
Na lewicy robi się coraz ciekawiej. Aktywista LGBT Bartosz „Bart” Staszewski chce pozwać „Gazetę Wyborczą”. Powód? Nawet dziennik z Czerskiej dostrzega jego manipulacje w sprawie rzekomych „stref wolnych od LGBT”.
W ostatnim czasie Parlament Europejski debatował m.in. o „strefach wolnych od LGBT”, które rzekomo mają powstawać w Polsce. W tej sprawie pouczała nasze władze m.in. szefowa KE Ursula von der Leyen, a także kontrkandydat urzędującego prezydenta USA Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich, Joe Biden. Problem w tym, że strefy wolne od LGBT „tworzy” aktywista Bart Staszewski. To „happening artystyczny”, który jest odpowiedzią na przyjęte w części polskich gmin uchwał sprzeciwiających się szerzeniu ideologii LGBT i seksualizacji dzieci w szkołach. Staszewski jeździ po Polsce, tabliczkę „strefa wolna od LGBT” przykręca do znaków drogowych z nazwami miejscowości, gdzie przyjęto taką uchwałę, fotografuje, a następnie zamieszcza zdjęcia w sieci. W przekazie skierowanym do polskich internautów podkreśla, że jest to wyłącznie „działanie artystyczne”, jednak tej informacji jakimś dziwnym trafem brakuje w przekazie dla odbiorców anglojęzycznych.
Co ciekawe, tego rodzaju działania aktywisty LGBT krytykuje nawet „Gazeta Wyborcza”. Na manipulację zwraca uwagę redaktor Piotr Głuchowski w artykule „Idźmy dalej: Piotrków wolny od Żydów, a skatepark wolny od niepełnosprawnych”.
– W sprawie tzw. stref wolnych od LGBT ściemniają oba przeciwne obozy. WSZYSTKIE STRONY (...) W Polsce nie ma "stref wolnych od LGBT", tzn. obszarów, na których nie mogliby mieszkać albo przebywać geje i inne osoby nieheteronormatywne – wskazuje dziennikarz lewicowo-liberalnego dziennika.
– Są obszary objęte uchwałami organów samorządu terytorialnego, głównie Samorządową Kartą Praw Rodzin – tłumaczy Głuchowski, zwracając uwagę, że przyjęcie takiej uchwały nie niesie ze sobą skutków prawnych, a Karta Praw Rodzin ma wyłącznie symboliczny wymiar. Co więcej, dziennikarz znajduje w Karcie tylko jeden „kontrowersyjny fragment” - to zapis o konieczności „wyłączenia możliwości przeznaczania środków publicznych i mienia publicznego na projekty podważające konstytucyjną tożsamość małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny lub autonomię rodziny”.
– Tabliczki te (niewątpliwie celowo) mają się kojarzyć bardzo brzydko - mianowicie z hitlerowskimi znakami zakazującymi Żydom wstępu do „rasowo czystych” miejscowości lub na tereny rekreacyjne. Zdjęcia tablic „Juden Eintritt in die Parklagen verboten”, „Juden sind hier unerwünscht” i tym podobne można bez trudu odnaleźć w sieci i tak samo za 80 lat będzie można odnaleźć polskie znaki „LGBT FREE” - podkreśla autor artykułu w „GW”. Zdaniem Głuchowskiego, „akcja Staszewskiego nie wytrzymuje logicznego rozbioru i zakrawa na absurd”. Jednocześnie dziennikarz potępia gminy, które przyjęły „uchwały przeciwko ideologii LGBT” i nie godzą się „na wprowadzanie do polskiego systemu oświaty elementów wychowania seksualnego” - co z tego, że istnieje w polskich szkołach przedmiot o nazwie „wychowanie do życia w rodzinie”, o czym jednak dziennikarz „GW” już nie wspomina.
– Reasumując: stref wolnych od LGBT nie ma, zaś Karty Praw Rodzin w ogóle o osobach LGBT nie wspominają - i nie ma co ludzi oszukiwać, że to straszne grażynowo-januszowate, szczerbate Podkarpacie wprowadza u siebie apartheid. Bo tylko budujemy na świecie fałszywy i dużo gorszy od prawdziwego obraz swego kraju. Są natomiast w Polsce olbrzymie pokłady ignorancji, kołtunerii, nietolerancji i zwykłego prymitywizmu - ale z tym się mierzymy przynajmniej od XVII wieku i pewnie jeszcze długo będziemy – wskazuje Piotr Głuchowski. Jego artykuł oburzył „Barta” Staszewskiego.
– Widzę się dzisiaj z prawnikami, aby rozważyć kroki prawne – zapowiada aktywista LGBT, którego zdaniem tekst „GW” jest „obrzydliwy” i „pełen manipulacji”.
– To jest dołączenie do prawicowej szczujni w nagonce na aktywistów – pisze na Twitterze Staszewski. Odpowiedział mu prawnik z Ordo Iuris, mec. Bartosz Lewandowski.
– Czyżby nawet Wyborcza wskazała, że Pan mija się z prawdą? To musi być bolesne… - skomentował.