- Codziennie mówię sobie, że będzie to „dzień bez Smoleńska”, po czym okazuje się, że jest to niemożliwe, bo każdy dzień przynosi nowe informacje. Tak naprawdę, to jest to sprawa wciąż otwarta, to nie jest sprawa zamknięta, wyjaśniona do końca. Nie wiem, czy jesteśmy nawet w połowie drogi, ale na pewno jest droga przed nami. Nie potrafiłabym zostawić tej sprawy bez wyjaśnienia, to dla mnie rzecz zbyt ważna - powiedziała w Telewizji Republika Barbara Stasiak, wdowa po Władysławie Stasiaku, byłym szefie Kancelarii Prezydenta, który zginął w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r.
"To nie jest sprawa zamknięta"
- Cały czas o tym, co się wydarzyło 10 kwietnia 2010 r., można mówić spokojnie, ale to cały czas jest powściąganie emocji, szczególnie, ze jest to obecne w rzeczywistości społecznej, mediach. To jest pamięć wiecznie żywa. . Nawet gdyby ktoś próbował zapomnieć, to nie zapomni, bo to wciąż otwarta rana, momentami jątrząca - powiedziała Barbara Stasiak.
- Codziennie mówię sobie, że będzie to „dzień bez Smoleńska”, po czym okazuje się, że jest to niemożliwe, bo każdy dzień przynosi nowe informacje. Tak naprawdę, to jest to sprawa wciąż otwarta, to nie jest sprawa zamknięta, wyjaśniona do końca. Nie wiem, czy jesteśmy nawet w połowie drogi, ale na pewno jest droga przed nami. Nie potrafiłabym zostawić tej sprawy bez wyjaśnienia, to dla mnie rzecz zbyt ważna - dodała wdowa po Władysławie Stasiaku.
"Wszystko było tak słoneczne"
- Święta przed katastrofą smoleńską były w naszym domu takie jak zawsze, bardzo tradycyjne, spędzane we Wrocławiu z mamą Władka, rodzinne i ciepłe. Zawsze w Wielką Sobotę chodziliśmy do wrocławskiej katedry na Liturgię Światła, która wyjątkowo pięknie tam przebiegała. Wielkanocne śniadanie, spacer, spotkania z przyjaciółmi – to wszystko było takie słoneczne, takie radosne, ciepłe - wspominała Stasiak.
- Taką najważniejszą wspólną pasja, jak górnolotnie by to nie zabrzmiało, była Polska. Obydwoje byliśmy wychowani w rodzinach, w których tradycje patriotyczne były bardzo ważne. Władek był wnukiem legionisty Piłsudskiego - mówiła Barbara Stasiak. - Byliśmy pod względem wizji Polski bardzo zgodni. Pochodzimy oboje z rodzin tradycyjnych, w których Bóg-Honor-Ojczyzna to są wartości definiujące patriotyzm, w których wartości polskie są bardzo ważne i właściwie na tym polu nie było między nami różnic od samego początku - dodała.
"Mój mąż na pewno pracowałby dla Polski"
- Jestem przekonana, że gdyby nie zdarzyła się ta katastrofa, mój mąż na pewno pracowałby dla Polski, z całych sił, myślę, że starałby się, żeby Polska była krajem dobrze rządzonym, dostatnim. Mój mąż miał długofalową wizję dla Polski, nie taką od wyborów do wyborów, tylko na dziesiątki lat, w której Polska była krajem dobrze rządzonym, z poszanowaniem praw obywatelskich. Program, który nosi teraz imię Władysława Stasiaka, program „Razem bezpieczniej”, który koordynuje MSWiA i uczestniczą w nim samorządy, szkoły, obywatele, to jest jest program, który w pigułce pokazuje to, co było ważne dla męża, czyli bezpieczeństwo pod różnymi względami i budowa społeczeństwa obywatelskiego, ludzi otwartych, uczestniczących czynnie w życiu państwa i społeczeństwa - powiedziała Stasiak.
- Władysław był człowiekiem, który nie tworzył problemów, a je rozwiązywał. Zawsze w swojej skromności, że tego nauczono go w KSAP-ie, w której studiował dwa lata i w której jedną z nauk była właśnie umiejętność rozwiązywania problemów. Potrafił też Władek realizować wspólne cele z różnymi osobami, które niekoniecznie zgadzały się z nim w innych sprawach. Jeżeli ten cel był ważny, potrafił pozyskiwać ludzi z różnych środowisk - wspomniała wdowa po szefie Kancelarii Prezydenta.