Redakcja "Super Expressu" nie raz już udowodniła, że za nic mają granice moralności i przyzwoitości. Na okładce najnowszego wydania dziennika znajdziemy fotografię premiera Morawieckiego, prowadzącego za rękę swoje pociechy: Madzię i Ignasia. W podpisie pod zdjęciem autor zastanawia się, czy dzieci wiedziały o tym, że pochodzą z domu dziecka…
Dziennik powołuje się na współpracownika ówczesnego prezesa BZ WBK Mateusza Morawieckiego. Chodzi o byłego rzecznika wspomnianego banku Piotra Gajdzińskiego. Ten w swojej książce "Delfin. Mateusz Morawiecki" "demaskuje największy rodzinny sekret premiera" wskazując, że "Morawiecki w przeszłości adoptował dwoje dzieci". W leadzie wyczytać można zdumiewające zdanie:
"Nie wiadomo, czy Madzia (7 l.) i Ignaś (9 l.) zdawali sobie sprawę, że pochodzą z domu dziecka".
Mimo skandalicznego wydźwięku artykułu, dziennik przywołuje też opinię psycholog dziecięcego Aleksandry Piotrowskiej. Ta nie ma wątpliwości, że "ujawnianie przez obcych informacji o adopcji jest bardzo szkodliwe".
– Absolutnie kwestia informacji o przysposobieniu dzieci nie powinna stać się udziałem osób trzecich. To rodzice muszą swoim pociechom ujawnić całą prawdę. Rodzice też sami bardzo często cierpią, bo boją się nierzadko powiedzieć dziecku prawdę. Powinni zaaranżować całą sytuację, wybrać odpowiedni moment i przygotować dziecko do ciepłej rozmowy w tej kwestii – tłumaczy w rozmowie z "SE".
Do publikacji dziennika odniósł się publicysta "Do Rzeczy" Rafał Ziemkiewicz. Podkreśla, że to "kategoria chamstwa poza jakimikolwiek barierami przyzwoitości".
– Od razu przypomina mi się feralna publikacja "Faktu" oraz artykuł "Ojciec wybrał politykę, a syn sznur" (artykuł o śmierci syna premiera Leszka Millera -red.). Jeżeli te dzieci rzeczywiście nie wiedziały i dowiadują się o tym ze szmatławca, to wydawca i odpowiedzialny redaktor do końca życia nie powinni się wypłacić z odszkodowań za to zrobili – podkreśla publicysta w rozmowie z naszym portalem.