Karuzela stanowisk w PGE – koalicja 13 grudnia odwołuje prezesa, którego sama powołała
Polska Grupa Energetyczna (PGE), największy państwowy koncern energetyczny w kraju, po raz kolejny doświadcza kadrowego trzęsienia ziemi. Rada nadzorcza PGE niespodziewanie odwołała ze stanowiska prezesa spółki Dariusza Marca – menedżera powołanego zaledwie 21 miesięcy temu za rządów obecnej koalicji rządzącej. Decyzja zapadła w poniedziałek, 8 grudnia, a wraz z Marcem posadę stracił także wiceprezes ds. operacyjnych Maciej Górski. Obowiązki szefa firmy powierzono tymczasowo Dariuszowi Luberze, byłemu wieloletniemu prezesowi konkurencyjnej spółki Tauron. Oficjalne komunikaty PGE nie podają przyczyn zmian kadrowych – uchwała rady nadzorczej nie zawiera uzasadnienia.
Trzęsienie ziemi w energetycznym gigancie
Nagła dymisja Dariusza Marca z funkcji prezesa PGE zaskoczyła zarówno pracowników spółki, jak i obserwatorów rynku. Jeszcze w poniedziałek rano nic nie zapowiadało zmiany na szczycie największej polskiej firmy elektroenergetycznej, w której Skarb Państwa ma około 61% udziałów. Gdy po południu media nieoficjalnie podały, że rada nadzorcza dokona roszad personalnych, akcje PGE zaczęły spadać – na zamknięciu sesji kurs akcji tracił ok. 2,37%. Nadzwyczajne posiedzenie rady faktycznie przyniosło dymisję prezesa Marca oraz wiceprezesa ds. operacyjnych Macieja Górskiego. Jednocześnie rada delegowała swojego członka Dariusza Luberę do czasowego wykonywania obowiązków członka zarządu i pełnienia funkcji p.o. prezesa przez okres do trzech miesięcy. Lubera – postać doskonale znana w branży – to były szef Tauron Polska Energia w latach 2008–2015, zasłużony m.in. wprowadzeniem tej spółki na giełdę w 2010 roku. Co istotne, kilka dni przed roszadą, 4 grudnia, Luberę powołano do rady nadzorczej PGE na żądanie Ministra Aktywów Państwowych. Ta koincydencja sugeruje, że zmiana prezesa była z góry zaplanowana przez właściciela (czyli państwo), a nie jest spontaniczną reakcją na pojedynczy incydent.
Oficjalnych powodów decyzji nie podano, lecz naturalnym tropem są słabe wyniki finansowe PGE pod rządami Dariusza Marca. Grupa PGE od dłuższego czasu raportowała rezultaty poniżej oczekiwań rynku. Po trzech kwartałach 2025 roku spółka wykazała aż 6,6 mld zł skonsolidowanej straty netto – podczas gdy rok wcześniej notowała zysk (dla porównania: po 3 kwartałach 2024 r. PGE miała +2,8 mld zł zysku netto). Tak dramatyczne tąpnięcie wyników to przede wszystkim efekt zdarzeń jednorazowych: odpisów aktualizujących wartość aktywów węglowych na łączną kwotę ok. 8,7 mld zł. Innymi słowy, PGE musiała zaksięgować utratę wartości swoich elektrowni węglowych – co księgowo generuje ogromną stratę, choć operacyjnie jest w dużej mierze zabiegiem rachunkowym. Po oczyszczeniu wyników z wpływu tych odpisów firma nadal wykazuje dodatnie EBITDA i zyski operacyjne, co tłumaczy, dlaczego samo pogorszenie kondycji finansowej nie wydawało się dotąd wystarczającym powodem do dymisji prezesa. Faktem jest jednak, że od objęcia sterów przez Marcа w marcu 2024 r. skumulowane straty netto grupy PGE przekroczyły już 10 mld zł. Taki wynik – nawet jeśli w dużej mierze „papierowy” – kładzie się cieniem na bilansie najważniejszego koncernu energetycznego w Polsce. W dniu decyzji o odwołaniu prezesa kurs akcji PGE runął w dół, a inwestorzy odebrali sygnał o braku stabilności w spółce z niepokojem.
W komunikacie spółki podkreślono, że uchwała rady nadzorczej nie zawiera uzasadnienia odwołania. Taki brak transparentności w tak kluczowym przedsiębiorstwie państwowym natychmiast rodzi pytania. Czy rzeczywiście chodziło wyłącznie o wyniki finansowe? Wszak o konieczności ogromnych odpisów na majątku węglowym wiedziano od miesięcy – m.in. dlatego, że rząd planuje przenieść aktywa węglowe energetyki do odrębnej agencji. Jeszcze w listopadzie Minister Aktywów Państwowych Wojciech Balczun uspokajał, że zmiany we władzach spółek Skarbu Państwa to nic nadzwyczajnego i wynik standardowych przeglądów. Jednak zbieżność dymisji szefa PGE z finalizacją procesu zatwierdzania nowych taryf dla energii elektrycznej budzi przypuszczenia, iż poszło też o politykę cenową. Rządzący od wielu tygodni naciskają na obniżenie taryf na sprzedaż prądu dla gospodarstw domowych – tak, by od stycznia 2026 r. cena dla klientów detalicznych nie przekraczała 500 zł/MWh. Nieoficjalnie wiadomo, że dla spółek energetycznych taki poziom jest mało opłacalny (za akceptowalny uważają raczej widełki 520–540 zł/MWh). Być może więc prezes Marzec – mający obowiązek dbać o wyniki spółki i interes akcjonariuszy mniejszościowych – znalazł się w krzyżowym ogniu oczekiwań polityków, którzy obiecywali wyborcom zahamowanie wzrostu cen prądu. Rozbieżności w podejściu do taryf mogły stać się iskrą, która przesądziła o dymisji. Trudno oprzeć się wrażeniu, że kiedy polityka wkracza do energetyki, rachunek ekonomiczny schodzi na dalszy plan.
Polityczne nominacje i znajome twarze koalicji
Dariusz Marzec nie był przypadkową postacią wrzuconą na fotel prezesa PGE z ogłoszenia – wręcz przeciwnie, to menedżer od lat krążący orbitą państwowych spółek i struktur administracji, kojarzony z obecną koalicją rządzącą. Marzec ma na koncie epizod rządowy – w latach 2004–2005 pełnił funkcję wiceministra Skarbu Państwa w rządzie Marka Belki, technokratycznej ekipie popieranej przez postkomunistyczne SLD. Później związał się z branżą doradczą (KPMG) i energetyczną. W 2013 r. został powołany na wiceprezesa PGE ds. rozwoju za rządów koalicji PO-PSL. To ważny kontekst: ówczesny rząd Donalda Tuska obsadzał stanowiska w spółkach Skarbu Państwa swoimi zaufanymi ludźmi, a Marzec – z doświadczeniem w ministerstwie i energetyce – uchodził za menedżera bliskiego tym kręgom. Gdy w 2015 r. władzę przejęło Prawo i Sprawiedliwość, nastąpiła zmiana warty: Marzec został zwolniony z zarządu PGE na początku 2016 r. przez nowe władze PiS, podobnie jak wielu nominatów poprzedniej ekipy. Na kilka lat zniknął z pierwszych stron gazet, by pojawić się… w samorządzie warszawskim. Trafił bowiem do zarządu spółki Tramwaje Warszawskie, co z kolei nastąpiło za prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz, a więc również z rekomendacji Platformy Obywatelskiej. Ta wędrówka między stanowiskami pokazuje wyraźnie, że Dariusz Marzec od lat jest w orbicie wpływów obozu koalicji 13 grudnia. Nic dziwnego, że kiedy zimą 2023 roku koalicja PO-PSL-PL2050-Lewica szykowała się do objęcia rządów, nazwisko Marca zaczęło pojawiać się w spekulacjach jako potencjalnego kandydata do odświeżenia kadr spółek energetycznych.
Rzeczywiście, 6 marca 2024 r. nowo powołana rada nadzorcza PGE (zdominowana już przez ludzi nominowanych przez koalicję 13 grudnia) podjęła uchwałę o powołaniu Dariusza Marca na stanowisko prezesa zarządu PGE od 18 marca 2024 r. Była to jedno z serii nominacji, jakimi nowa władza zastępowała kadrę z czasów PiS w strategicznych spółkach. Co ciekawe, Marzec nie od razu dobrał sobie cały zarząd – stanowisko wiceprezesa ds. operacyjnych objął dopiero w czerwcu 2024 r. Maciej Górski – również menedżer związany wcześniej z energetyką za poprzednich rządów PO-PSL. Górski w latach 2014–2016 kierował spółką zależną PGE Energia Odnawialna S.A. (odpowiadającą za elektrownie wiatrowe i inne OZE), co jasno wskazuje, że był częścią ekipy działającej za tamtej koalicji. Wcześniej miał też epizody w Enei i KGHM, a w latach 2020–2024 pracował poza sektorem państwowym (m.in. jako country manager prywatnej firmy fotowoltaicznej). Jego powrót do PGE w 2024 r. to kolejny przykład, jak kadry bliskie poprzednim rządom Tuska wróciły na salony wraz ze zmianą władzy.
Podobnych przykładów jest więcej. Oto Dariusz Lubera, który teraz przejął stery PGE jako p.o. prezesa, to również postać kojarzona z poprzednią epoką. Przez prawie 8 lat (2008–2015) był prezesem państwowej spółki Tauron Polska Energia – czyli praktycznie przez całą drugą kadencję rządów PO-PSL. Nie da się utrzymać takiej posady przez tyle lat bez politycznego poparcia – Lubera cieszył się nim zarówno ze strony ludzi Platformy, jak i koalicyjnego PSL, które tradycyjnie miało silne wpływy w sektorze energetyki. Jego osiągnięcia menedżerskie były realne (wprowadził Tauron na giełdę, zdywersyfikował inwestycje), więc po przejęciu władzy przez PiS w 2015 r. nie wyrzucono go od razu – dopiero w 2016 roku nastąpiła zmiana władz w Tauronie. Lubera zajął się własnym biznesem, pozostając jednak aktywnym autorytetem w branży. Fakt, że to właśnie jego dzisiejsza władza wyciągnęła z „rezerwy” do posprzątania bałaganu w PGE, jest kolejnym dowodem na poleganie koalicji 13 grudnia na sprawdzonych, lojalnych kadrach z poprzedniej ery. Warto zauważyć, że Lubera został dokooptowany do rady nadzorczej PGE w nadzwyczajnym trybie na żądanie ministra aktywów państwowych 4 grudnia br. – na kilka dni przed przewidzianą roszadą prezesa. To jasny sygnał, że decyzje personalne zapadają na szczeblu politycznym, a nie w gabinetach spółki.
Jeszcze ciekawszą postacią jest Sławomir Patyra. To nazwisko może mniej mówi laikom w zakresie energetyki, ale w świecie polityki i prawa jest dobrze znane. Prof. Sławomir Patyra to konstytucjonalista z UMCS, który w 2021 r. był wspólnym kandydatem Koalicji Obywatelskiej i PSL na urząd Rzecznika Praw Obywatelskich (ostatecznie przegrał głosowanie w Sejmie). To człowiek wywodzący się z otoczenia koalicji 13 grudnia – rekomendowały go wtedy partie obecnej koalicji rządzącej. Co robi prawnik w energetycznym gigancie? Otóż zaraz po zmianie władzy, w 2024 r. Patyra został powołany do rady nadzorczej PGE. Miał tam pełnić rolę eksperta od prawa i ładu korporacyjnego. Jednak według doniesień medialnych tuż przed grudniową czystką prof. Patyra został odwołany z rady nadzorczej PGE – prawdopodobnie po to, by zrobić miejsce nowym ludziom ministra Balczuna. Co znamienne, plotkuje się, że Patyra może wkrótce wypłynąć w innym miejscu – bo koalicja dba o swoich. Cała ta sytuacja dobitnie pokazuje, że na szachownicy kadrowej spółek Skarbu Państwa przesuwają się wciąż te same figury, lojalne wobec aktualnego rozdania politycznego. Gdy zmienia się władza, figury wracają do gry, gdy wiatr polityki wieje w inną stronę – znikają lub są przestawiane na inne pola.
Koalicja 13 grudnia kontra własne obietnice
Obserwując historię Dariusza Marca i spółki PGE, trudno nie zadać pytania: czy nie tak miało być? Czy obecna władza nie obiecywała przypadkiem czegoś wręcz przeciwnego niż karuzela stanowisk? W umowie koalicyjnej i programach wyborczych znalazły się zapisy o wprowadzeniu transparentnych konkursów i ostrych kryteriów, które miały odciąć polityków od synekur w spółkach. Lider Polski 2050 Szymon Hołownia deklarował wręcz „odspawanie polityki od pieniędzy ze spółek Skarbu Państwa”, obiecując koniec traktowania państwowych przedsiębiorstw jak łupu dla swoich. Brzmi pięknie, prawda? Rzeczywistość jednak brutalnie weryfikuje te zapowiedzi.
Minęły dwa lata rządów koalicji i co widzimy? Brak systemowych reform w sposobie powoływania władz spółek – Rada do spraw spółek z udziałem Skarbu Państwa niby działa, ale jej rekomendacje są niejawne i mało wiążąceW najlepsze za to trwają roszady personalne, tyle że przy nowym rozdaniu to ludzie koalicji zajmują miejsca ludzi poprzedniej władzy. W radach nadzorczych i zarządach spółek lądują politycy, którzy nie dostali się do parlamentu, współpracownicy ministrów czy znajomi z zaplecza. Przykład PGE jest modelowy: Marzec (człowiek koalicji) zastąpił prezesa Wojciecha Dąbrowskiego w 2024 r., teraz Marzec ustępuje miejsca Luberze (człowiek koalicji z poprzedniej epoki) – układ się domyka, kręcąc się wciąż wokół tego samego klucza politycznego. Posłowie Polski 2050 złożyli projekt ustawy o „naprawie ładu korporacyjnego” mający zaostrzyć kryteria do rad nadzorczych. Ale to ruch pozorny. Eksperci wskazują, że żadne kryteria formalne nie zastąpią dobrej woli polityków i realnego odcięcia wpływów partyjnych. A na to się nie zanosi – bo musieliby dobrowolnie zrezygnować z instrumentu władzy, jakim są państwowe spółki.
Karuzele kadrowe trwają – i to nie tylko w PGE. Wymiana prezesa PGE może być zapowiedzią szerszych czystek: mówi się o roszadach w innych koncernach energetycznych (np. Enei), a każdy nowy minister w rządzie chce mieć „swoich ludzi”. Przypomnijmy, że od 13 grudnia 2023 r. mieliśmy już trzech różnych ministrów odpowiedzialnych za nadzór właścicielski: najpierw krótko funkcję ministra aktywów pełnił polityk PO, później w fotelu zasiadł Jakub Jaworowski, a od lipca 2025 resort objął Wojciech Balczun – każda z tych osób miała własne podejście i priorytety. „Miotła Balczuna” – tak media okrzyknęły spodziewane masowe zmiany w spółkach, gdy tylko nowy minister rozgościł się w gabinecie. I rzeczywiście, jeszcze latem Balczun sygnalizował niezadowolenie z niektórych prezesów. Plotkowano, że jego poprzednik Jaworowski miał na pieńku z Marcem – mówiło się o tarciach na linii minister–prezes PGE, choć oficjalnie temu zaprzeczano. W tle pojawiały się też inne zgrzyty: media (m.in. Wirtualna Polska) ujawniły wysokie wydatki PGE na luksusowe limuzyny dla zarządu oraz kosztowne remonty biur za kadencji Marca. Związki zawodowe zarzucały mu również „łamanie zasad dialogu społecznego” ze stroną pracowniczą. Możliwe, że te kontrowersje również podkopały zaufanie władz do nominata, który miał być twarzą zmian na lepsze.
Na koniec dnia można zadać pytanie: co cała ta sytuacja oznacza dla PGE i dla nas – odbiorców energii, obywateli? Niestety, nic dobrego. Nagłe zmiany steru zawsze powodują turbulencje w tak wielkiej firmie. Nowy (tymczasowy) prezes Lubera to z pewnością fachowiec, ale ma tylko trzy miesiące mandatu – trudno oczekiwać, by w tak krótkim czasie zdołał wdrożyć jakiekolwiek poważne działania naprawcze czy strategiczne. Realnie może być jedynie wykonawcą doraźnych poleceń rządu – np. w kwestii wspomnianych cen prądu. Za trzy miesiące PGE zapewne czeka kolejna zmiana prezesa lub formalne powołanie Lubery na stałe – to okres niepewności dla inwestorów i pracowników. Co gorsza, taka karuzela na szczytach władzy firmy nie sprzyja budowaniu długofalowej strategii. PGE stoi przed wyzwaniami transformacji energetycznej, inwestycji w źródła odnawialne, modernizacji sieci dystrybucyjnej – sama grupa ogłosiła niedawno ambitną strategię do 2035 r. z nakładami rzędu 235 mld zł. Czy da się realizować tak potężne projekty, gdy fotel prezesa parzy i co chwilę siada na nim ktoś inny?
Dla koalicji 13 grudnia odwołanie Dariusza Marca to PR-owa porażka – przyznała tym samym, że jej własna nominacja okazała się chybiona. Opozycja już zaciera ręce, wytykając rządzącym hipokryzję i brak profesjonalizmu. Trudno nie przyznać racji, gdy patrzy się na fakty: obiecywano kompetencje, a skończyło się na wymianie jednego swojego na innego swojego. Państwowy gigant energetyczny znów został wciągnięty w wir politycznych rozgrywek, a obywatele mogą się obawiać, czy stabilność dostaw i ceny energii nie ucierpią wskutek tych roszad. Karuzela stanowisk kręci się dalej – oby nie przyprawiła nas wszystkich o zawrót głowy.
Źródło: Rzeczpospolita (Energia), Komunikat PGE S.A o zmianach w zarządzie, Gazeta Prawna, Wirtualna Polska, Portal TV Republika
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X
Polecamy Hity w sieci
Wiadomości
Najnowsze
Zełenski chce w środę rozmawiać z USA. Chodzi o dokument o odbudowie kraju
Polska jednak na Eurowizji 2026! TVP publikuje oświadczenie.
O. Tadeusz Rydzyk po przesłuchaniu: liczy się argument prawdy, a nie argument przemocy