Nawet 150 wywrotek ziemi, w których znajdowały się szczątki osób zamordowanych przez funkcjonariuszy reżimu komunistycznego, mogło wyjechać z rzekomo przebadanego w latach 2013–2016 przez pion śledczy IPN terenu Aresztu Śledczego w Białymstoku.
Jak już informowaliśmy, kilkanaście dni temu w Białymstoku doszło do szokującego odkrycia. W ziemi wywiezionej z tamtejszego aresztu, która została zrzucona na tereny prywatnych działek, znaleziono ludzkie kości należące do ofiar systemów totalitarnych.
Prace archeologiczno-ekshumacyjne były prowadzone w białostockim więzieniu od 2013 r., wówczas w pierwszym ich etapie kierował nimi prof. Krzysztof Szwagrzyk, dyrektor Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN. Następnie śledztwo zostało przejęte przez Oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku, czyli pion śledczy IPN. Jego pracownicy do przeprowadzenia poszukiwań wynajęli firmy zewnętrzne ze Szczecina i z Warszawy. W 2016 r. ogłoszono, że poszukiwania zostały zakończone, a z ziemi wydobyto kości należące do 385 osób.
W zeszłym roku podjęto decyzję o budowie zbiornika retencyjnego i w czasie prowadzenia prac zaczęto wywozić ziemię, w której – jak później stwierdzono – były szczątki ludzkie. Z informacji, do których dotarła nasza redakcja, wynika, że z terenu więzienia mogło wyjechać nawet 150 wywrotek ziemi.
Warto zaznaczyć, że władze IPN nie mają wpływu na działalność pionu śledczego. Komórka ta podlega Prokuraturze Krajowej i Ministerstwu Sprawiedliwości.
Do sprawy już odniósł się m.in. wiceprezes IPN prof. Krzysztof Szwagrzyk, który podkreślił, że podległa mu komórka nie miała z tą sytuacją nic wspólnego. – Przez takie wydarzenia na wizerunku traci cały IPN. W pewnym stopniu to uderza również w moich współpracowników – mówił.