Dzisiejszym gościem „Magazynu Wojskowego” był prof. Janusz Odziemkowski profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, a rozmowa dotyczyła generała Sosabowskiego.
– To był jeden z tych, którzy chcieli sięgnąć po broń w walce o niepodległość. Należał do Związku Walki Czynnej, drużyn strzeleckich, ale na I wojnę światową poszedł jako oficer austriacki i tak prawdę mówiąc wydawało się, że jego kariera się skończy i nikt nie przypuszczał, że stanie się symbolem tężyzny fizycznej. W 1915 r. został ranny, prawa noga przestała funkcjonować i wydawało się, że to będzie oficer tyłowy. Był członkiem POW, był w Wojsku Polskim w latach 1918-20, ale wszystko na tyłach, zgodnie ze swoim przygotowaniem ekonomiczno-tyłowym był administratorem. Potem wykładał w Wyższej Szkole Wojennej w katedrze związanej z logistyką. Dopiero w 1937 r. poszedł do linii, najpierw 9 pułk piechoty legionów, potem 21 pułk warszawski. Na czele tego pułku pokazał lwi pazur. W 1939 r. jako jedyny wycofał się w całości, po przejściu do Warszawy błysnął w obronie Grochowa, był wymieniony w rozkazie, podziękował mu generał Rómmel w ostatnim rozkazie – zauważa prof. Janusz Odziemkowski.
"Sosabowski był zaniepokojony planem Market Garden"
Jak potoczyły się dalsze losy Sosabowskiego? – Potem ucieczka z niewoli, przedostanie do Francji, a tam był oficerem rozpoznawalnym, bo należał do tych, którzy nie zawiedli w kampanii. Zdołał z żołnierzami ewakuować się do Wielkiej Brytanii i tam rozpoczął krótką, ale błyskotliwą karierę liniową. Noga wyzdrowiała parę lat wcześniej. Sosabowski był bardzo przez Brytyjczyków ceniony, nawet otrzymał propozycję dowództwa dywizji, polska brygada była wtedy dopiero tworzona od 1941 r. On odmówił, chciał dowodzić polska jednostką. Generał Robert Urquhart mówił o nim - „twardy żołnierz, dobrze znający swój fach i rzadkość, kochany i szanowany przez żołnierzy.” Te dwie rzeczy rzadko idą w parze bo kochany to ten co odpuszcza, a szanowany to dobry fachowiec, który przyciśnie – dodaje prof. Odziemkowski.
– Sosabowski był zaniepokojony planem Market Garden. Zawsze pytał – a co Niemcy? Tam popełniono wiele fatalnych w skutkach błędów. Nie sprawdzono terenów, nie przewidziano reakcji nieprzyjaciela, nie zabezpieczono logistycznie tego odpowiednio. Ja to złośliwie nazywam planowaniem w stylu radzieckim – pójdziemy, mamy wielką przewagę, przełamiemy i zrobimy co chcemy – zakończył nasz gość.