19 września 1940 r. Witold Pilecki dał się ująć Niemcom w łapance na Żoliborzu. Do obozu w Oświęcimiu trafił w nocy z 21 na 22 września razem z tzw. drugim transportem warszawskim. Stał się głównym organizatorem konspiracji w niemieckim obozie – Związku Organizacji Wojskowej. Pilecki miał następujące cele: podtrzymywanie na duchu kolegów, przekazywanie współwięźniom wiadomości z zewnątrz, zdobywanie żywności i odzieży, przekazywanie wiadomości poza KL Auschwitz oraz przygotowanie oddziałów do opanowania obozu podczas ewentualnego zaatakowania go z zewnątrz przez oddziały partyzanckie. Swój pobyt w obozie opisał szczegółowo w „Raporcie”.
Jak Pani patrzy dziś na decyzję, którą podjął Pani tata, idąc na ochotnika do obozu KL Auschwitz?
Kilka dni temu byłam w alei Wojska Polskiego 40 na Żoliborzu, skąd tata poszedł dobrowolnie do łapanki. Mój kochany ojciec dał się celowo ująć przez Niemców, aby wykonać rozkaz Tajnej Armii Polskiej, w której wówczas był. To był szaleńczy i jednocześnie bohaterski zamysł. W te dni zupełnie inaczej myślę. On poszedł do obozu zagłady, by wykonać określone zadania. Pożegnał się dobrowolnie z wolnością na dwa lata i siedem miesięcy. Był na to gotowy. Nie wiedział, co go tam czeka, ale był gotowy oddać tam nawet swoje młode życie.
Kiedy się Pani dowiedziała, że tata jest w obozie?
Od mamy. On przekazał informację Eleonorze Ostrowskiej: „zamelduj, gdzie trzeba, że rozkaz wykonałem”. Mama wiedziała więc, że poszedł tam dobrowolnie. On już od początku przekazywał informacje listownie. Nie przeżywałam tego rozstania tragicznie, bo on pisał do nas piękne listy. Rysował na tych listach kolorowymi kredkami. To pokazywało mi, że nie jest mu tam tak źle, choć później zdałam sobie sprawę, gdzie był, jak bardzo tam cierpiał i chorował
Z córką rotmistrza Witolda Pileckiego - Zofię Optułowicz rozmawiał Jarosław Wróblewski
Cały wywiad w dzisiejszej ,,Gazecie Polskiej Codziennie'