Stan wojenny w Tajlandii
Tajlandzka armia ogłosiła stan wojenny. - Karty są teraz w ręku generała Prayutha, który popisał się bardzo odważną decyzją. Na dzień dzisiejszy to dobry ruch, ale co zrobi jutro - to jest najważniejsze pytanie dzisiejszej Tajlandii - ocenia w rozmowie z telewizjarepublika.pl dr Michał Lubina, znawca Azji Południowo-Wschodniej.
Generał Prayuth wezwał swych rodaków, by nie wpadali w panikę, lecz dalej normalnie żyli. Rzecznik armii zapewnił, że nie jest to przewrót wojskowy i rząd funkcjonuje normalnie.
Armia ogłosiła wprowadzenie cenzury mediów „w interesie bezpieczeństwa narodowego”. Nakazała także zwolennikom i przeciwnikom rządu zgromadzonym w Bangkoku pozostanie na swoich miejscach.
Agencje informują, że życie w mieście toczy się normalnie. Uzbrojonych żołnierzy i wozy opancerzone rozmieszczono w centrum Bangkoku, m.in. przed hotelami i stacjami telewizyjnymi, a także na przedmieściach stolicy, gdzie skupili się zwolennicy rządu.
- Jaki będzie kolejny krok armii - to najważniejsze pytanie polityczne dzisiejszej Tajlandii - podkreśla dr Michał Lubina, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Czy weźmie stronę "żółtych", czy dopuści do wyborów, co byłoby ukłonem raczej w stronę "czerwonych", czy podejmie jeszcze inną decyzję - spekuluje ekspert.
- Karty są teraz w ręku generała Prayutha, który popisał się wczoraj bardzo odważną decyzją - zauważa, podkreślając, że na obecną chwilę jest to dobra decyzja, bo sytuacja przynajmniej tymczasowo została opanowana. - Wszystko zależy od tego, jakie będą dalsze działania armii - przekonuje.
Lubina podkreśla, że wprowadzenie stanu wojennego ma w Tajlandii zupełnie inne konotacje niż w Polsce. - Nie brzmi tak groźnie - przekonuje, zwracając uwagę, że w prasie - co prawda przychylnej armii - podkreśla się, że z dwóch możliwych rozwiązań armia wybrała to łagodniejsze. - Tym bardziej radykalnym rozwiązaniem byłby zamach stanu - wyjaśnia ekspert. - Nie jest jednak wykluczone, że stan wojenny przerodzi się w zamach stanu, co stałoby się gdyby generałowie zostali przy władzy - kwituje.
Wojsko zdecydowało się na wprowadzenie stanu wojennego po wielu miesiącach antyrządowych protestów, głównie w Bangkoku, w których zginęło 28 osób, a setki zostały ranne.
W ostatnich miesiącach generał Prayuth, który za kilka tygodni ma przejść na emeryturę, wielokrotnie odrzucał możliwość przewrotu wojskowego. Ostatnio jednak – po kolejnych aktach przemocy i ofiarach śmiertelnych - zagroził bardziej zdecydowanymi działaniami armii.
W związku z wprowadzeniem stanu wojennego rząd Tajlandii zbierze się we wtorek na specjalnym posiedzeniu, aby omówić zaistniałą sytuację – poinformował doradca premiera. Miejsce posiedzenia nie zostało ujawnione.
– Premier zwołał wyjątkowe posiedzenie rządu, aby omówić obecną sytuację. Odbędzie się ono w bezpiecznym miejscu, którego dokładna lokalizacja nie może być ujawniona – poinformował jeden z doradców p.o. premiera Niwattumronga Boonsongpaisana.
Przedstawiciele rządu podkreślają, że nie byli informowani o planach wojskowych.
Wcześniej armia poinformowała, że dla zaprowadzenia porządku w kraju 10 stacji telewizyjnych musi przestać nadawać program. Dotyczy to zarówno kanałów prowadzonych przez zwolenników, jak i przeciwników obecnych władz.
Wojsko poprosiło nadawców telewizji satelitarnych, aby przestali nadawać sygnał, w ten sposób można uniknąć chaosu informacyjnego, który w konsekwencji może doprowadzić do nieporozumień – napisała armia w oficjalnym oświadczeniu.
Polecamy Sejm. Wybór Marszałka
Wiadomości
Europoseł Jacek Ozdoba domaga się ujawnienia danych lekarza, który miał opiniować stan zdrowia Zbigniewa Ziobry
Rząd Tuska nie ma na leczenie onkologiczne Polaków. Znalazły się miliony na pomoc wojskową dla Ukrainy
Najnowsze
Czarnek ostro o rządzie Tuska: "To jest zdrada"
Marianna Schreiber i Piotr Korczarowski rozstali się. „Nasze światy nie schodzą się w jeden”
Europoseł Jacek Ozdoba domaga się ujawnienia danych lekarza, który miał opiniować stan zdrowia Zbigniewa Ziobry