Amerykański pastor, który nie chciał podporządkować się restrykcjom wprowadzonym z powodu epidemii koronawirusa, zmarł na COVID-19 w szpitalu w stanie Wirginia. Zarażona jest także jego rodzina. Córka pastora apeluje by poważnie traktować zagrożenie.
Pastor Gerald Glenn od 1995 roku stał na czele Ewangelistycznego Kościoła Nowego Zbawienia na przedmieściach Richmond. 22 marca odprawił mszę, na której pojawiło się ponad 180 wiernych. Pastor chwalił ich, że osobiście stawili się w świątyni mimo wezwań władz stanowych by nie organizować zgromadzeń z udziałem więcej niż 10 osób.
Zapowiadał, że przestanie odprawiać msze tylko wówczas, gdy znajdzie się w więzieniu lub szpitalu.
Kilka dni później u 66-letniego pastora pojawiły się objawy choroby, które początkowo zbagatelizował, ponieważ często przytrafiały mu się infekcje. Po tygodniu trafił do szpitala, gdzie test na koronawirusa dał wynik pozytywny. Wczoraj poinformowano, że zmarł na COVID-19. Zarażona została także jego żona oraz dwójka dzieci.
Córka pastora Mar-Gerie Crawley apeluje do Amerykanów by podporządkowali się wytycznym władz i pozostali w domach. - Błagam wszystkich by zrozumieli powagę sytuacji - powiedziała lokalnej stacji telewizyjnej.