Władze DR Konga poinformowały, że przejęły kontrolę nad budynkiem państwowego radia i telewizji, które zostało wcześniej opanowane przez rebeliantów. Sytuacja została także opanowana na lotnisku w Kinszasie i w budynkach wojskowych.
Informację upublicznił rzecznik rządu DR Konga Lambert Mende. - Mamy całkowitą kontrolę nad sytuacją - powiedział agencji Reutera, dodając, że w atakach na budynki lotniska, publicznych mediów i koszary wojska zginęło około 40 bojowników.
Bojownicy, którzy mają być zwolennikami religijnego przywódcy Paula Josepha Mukungubili, prawdopodobnie chcieli dokonać politycznego przewrotu. Mukungubila, który zwie się "Prorokiem Wiecznego" startował w 2006 roku w wyborach prezydenckich, w których przegrał z obecnym przywódcą Josephem Kabilą.
- Napastnicy przedstawili się jako zwolennicy Mukungubili. Sprawdzamy tę informację, ponieważ mogło dojść do próby dezinformacji - podkreślił Mende w rozmowie z agencją Reutera.
Celem ataku były lotnisko w Kinszasie, siedziba publicznego radia i telewizji oraz budynki należące do armii DR Konga. Napastnikom udało się zająć państwowe radio i telewizję i doprowadzić do przerwania transmisji. Przed tym na antenie pojawiło się dwóch bojowników, którzy wygłosili oświadczenie, w którym zaatakowali prezydenta Josepha Kabilę.
"Gideon Mukungubila przybył, aby wyzwolić was z niewoli rwandyjskiej" - podkreślali rebelianci występując na wizji przed jej wyłączeniem.
Przywódca religijny jest krytykiem porozumienia pokojowego z grudnia, które podpisały władze w Kinszasie z partyzantką plemienia Tutsi - Ruchu 23 Marca. Rebelianci obiecali złożyć broń i przekształcić się w partię polityczną, rząd zapowiedział, że nie będzie ich karał za udział w powstaniu, jeśli podczas wojny nie dopuścili się zbrodni, za które ścigałby ich Międzynarodowy Trybunał Karny z Hagi.
Kongijskie wojny wywoływane od 1996 r. przez Tutsich znad Kiwu sprawiły, że we wschodnim Kongu trwa najkrwawsza wojna współczesnej Afryki, w której od kul i maczet, chorób i z głodu zginęło co najmniej 5 mln osób, a ten jeden z największych krajów Afryki przestał być uważany za państwo, leczjedynie rozległy obszar, zamieszkany przez ponad 60 mln ludzi.