Policjant zginął w Caracas podczas starć z demonstrantami broniącymi miasteczek namiotowych, które wyrosły pod przedstawicielstwem ONZ i w zamożnych dzielnicach miasta - podały władze Wenezueli.
Walki wybuchły po tym, jak policja i wojsko zatrzymały 243 studentów protestujących przeciw socjalistycznemu rządowi prezydenta Nicolasa Maduro. Minister spraw wewnętrznych Miguel Rodriguez Torres pokazywał domowej roboty moździerze, broń, koktajle Mołotowa, które - jak twierdził - zostały przejęte w miasteczkach namiotowych i były wykorzystywane do przeprowadzenia ataków terrorystycznych przeciw służbom bezpieczeństwa.
- To pokazuje, że istnieje tutaj cały aparat logistyczny - tłumaczył Torres.
Uczestnicy protestu zapewniali, że ich akcja ma pokojowy charakter i jest całkowicie spontaniczna.
Później kilkudziesięciu demonstrantów wzniosło barykady na ulicach miasta i wdało się w bójki z policjantami. Wtedy właśnie zginął jeden z funkcjonariuszy, inny został ranny.
Ze statystyk prowadzonych przez Associated Press wynika, że liczba ofiar trwających od lutego protestów w Wenezueli wynosi już 42 zabitych.