W Tunezji rozpoczęły się w niedziele wybory, które mają wyłonić nowy parlament. Ponad 5 mln uprawnionych do głosowania Tunezyjczyków będzie wybierać 217 członków Zgromadzenia Konstytucyjnego; w obawie przed zamachami podjęto wyjątkowe środki ostrożności.
Lokale wyborcze otwarto o godz. 7 i będą czynne do godz. 19 czasu polskiego. Pierwsze, nieoficjalne, wyniki mają być podane niedługo po zakończeniu głosowania. Aby móc sprawnie przeprowadzić wybory, władze przygotowały ponad 4,5 tys. urn do głosowania.
Do wyborów przystąpiło ponad 100 ugrupowań. Tunezyjczycy muszą wybierać między zachowaniem laickości państwa a dążeniem do jego islamizacji, co w dużej mierze oznacza wybór między spadkobiercami obalonego reżimu dyktatora Zina el-Abidina Ben Alego a jego islamskimi oponentami, w tle dochodzi to tego podział na lewicę i prawicę. Największe ugrupowania - rządząca umiarkowanie islamistyczna Partia Odrodzenia (Hizb an-Nahda) oraz nowa partia opozycyjna Nidaa Tounes (Wezwanie Tunezji) - próbują zająć pozycje centrowe. Wyniki wyborów parlamentarnych w dużym stopniu wpłyną na przebieg kampanii przed wyborami prezydenckimi, które odbędą się 23 listopada.
Od ostatnich wyborów do Konstytuanty w październiku 2011 r. w tunezyjskiej polityce nieustannie trwały zawirowania, kotłowało, zawiązywane i zrywane były kolejne sojusze. Prawie cztery lata po wypędzeniu z kraju Ben Alego, który schronił się w Arabii Saudyjskiej, niedzielne głosowanie jest ostatnim krokiem na wyboistej drodze od autokracji do demokracji. W przeciwieństwie od innych krajów arabskiej wiosny - Libii, Jemenu czy Syrii - gdzie nadal króluje przemoc, w Tunezji dawni polityczni przeciwnicy pogodzili się z przeszłością, zatwierdzili nową konstytucję i wypracowali kompromisy.
Tunezyjskim wyborom bacznie przygląda się społeczność międzynarodowa. Misje obserwacyjne wysłały m.in. Unia Europejska, Unia Afrykańska, Liga Arabska i kilka amerykańskich fundacji.