Pfizergate to zasłona. Prawdziwy skandal prowadzi do Niemiec

SMS-y Ursuli von der Leyen z szefem Pfizera były tylko zasłoną dymną. Jak pokazują kolejne ustalenia, głównym wygranym tzw. „Pfizergate” jest nie amerykański koncern, lecz niemiecka firma BioNTech - hojnie dotowana przez Berlin, wspierana przez niemiecki rząd od lat i ściśle powiązana z samą przewodniczącą Komisji Europejskiej.
Ta sprawa pokazuje jedno: Unia Europejska stała się narzędziem realizacji niemieckich interesów ekonomicznych, pod przykrywką solidarności i walki z pandemią.
TSUE uderza w Komisję, ale milczy o Berlinie
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł: Komisja Europejska nie miała prawa odmówić dostępu do wiadomości tekstowych wymienianych przez Ursulę von der Leyen z Albertem Bourlą, szefem Pfizera. To poważny cios dla instytucji, która twierdziła, że takie wiadomości „nie istnieją”.
Ale najważniejsze pytanie brzmi: czy opinia publiczna została celowo odwrócona od prawdziwego ośrodka zysków i wpływów? Wszystko wskazuje na to, że tak, a klucz do afery prowadzi nie do Nowego Jorku, lecz do Moguncji i Berlina.
Niemcy w cieniu kontraktów
Podczas gdy Pfizer był eksponowany medialnie, to niemiecki BioNTech był formalnym producentem szczepionki, właścicielem pozwolenia i głównym beneficjentem unijnych zamówień. Firma, założona w 2008 roku, była od samego początku wspierana przez niemiecki rząd, najpierw przez program „Go-Bio”, a następnie przez ogromne dotacje publiczne, sięgające setek milionów euro.
W szczycie pandemii to właśnie BioNTech, a nie Pfizer, inkasował największe zyski. W latach 2021–2022, niemiecka spółka zarobiła ponad 30 miliardów dolarów, podczas gdy Pfizer „zaledwie” 20 mld. A mimo to to Amerykanie byli celem medialnego ostrzału. Przypadek? Nie. Strategia.
Von der Leyen i niemiecka sieć wpływów
Ursula von der Leyen była przez 14 lat członkiem rządów Angeli Merkel, w tym jako minister ds. rodziny, pracy i obrony. W tym samym czasie BioNTech otrzymywał kolejne transze dotacji, grantów i gwarancji m.in. od Europejskiego Banku Inwestycyjnego, kontrolowanego przez Niemców.
Pod przykrywką europejskiej wspólnoty i walki z pandemią Niemcy stworzyły model uprzywilejowanego handlu - nie z Chinami czy Rosją, ale wewnątrz samej Unii. Von der Leyen, jako przewodnicząca Komisji, zamówiła 2,4 miliarda dawek szczepionki - produkt niemieckiego przemysłu biotechnologicznego.
Czy decyzja o zakupie była podyktowana troską o zdrowie Europejczyków? Pewnie w części tak, ale kluczowym "pacjentem" była niemiecka gospodarka i to jej aplikowano zastrzyki dużych pieniędzy.
Berlin pisze reguły gry i zbiera profity
Niemiecka firma zarabia miliardy, niemiecka przewodnicząca Komisji negocjuje kontrakty, niemieccy urzędnicy kontrolują instytucje unijne, a potem - jakby nigdy nic - wszystko zamyka się ciszą i komunikatem prasowym.
To nie korupcja - to system. System, w którym Unia ma służyć jako tarcza dla interesów Berlina. Afera „Pfizergate” nie dotyczy kilku SMS-ów, ale układu, który pozwala największemu państwu członkowskiemu wykorzystywać instytucje wspólnotowe do realizacji własnych celów przemysłowych i finansowych.
Źródło: Republika, Brussels Signal
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X