Amerykański chłopiec zmarł w wyniku infekcji „pożerającej mózg” ameby, której nabawił się podczas zabawy w teksańskim aquaparku – poinformował w czwartek portal LiveScience.
Jak podały lokalne służby sanitarne, u chłopca, który 5 września trafił do szpitala w Fort Worth, zdiagnozowano negleriozę – ostre pierwotne zapalenie mózgu i opon mózgowo rdzeniowych. Jest to bardzo rzadka choroba wywoływana przez pierwotniaka z gatunku Naegleria fowleri. Pomimo usilnych starań, dziecko zmarło 11 września.
Neglerioza jest niezwykle rzadką chorobą. Jak podaje LiveScience, w latach 1962-2019 w całych Stanach Zjednoczonych odnotowano jedynie 148 przypadków infekcji. Jednak w ponad 97 proc. przypadków kończy się ona śmiercią. Zdaniem portalu, większość przypadków tej choroby występuje w stanach południowych – ponad połowa wszystkich przypadków wystąpiła w Teksasie i na Florydzie.
N. fowleri żyje w ciepłych, słodkowodnych zbiornikach
Wywołujący ją pierwotniak – Naegleria fowleri – zwykle żyje w zbiornikach ciepłej, słodkiej wody, takich jak jeziora, rzeki i gorące źródła. Jednak w tym wypadku urzędnicy ustalili, że jedynym możliwym źródłem infekcji był tzw. splash pad, z którego korzystał chłopiec.
Pierwotniak jest dosyć wrażliwy na chlor zawarty w wodzie. Wystarczy niewielkie stężenie tej substancji (0,5 mg/l), by powstrzymać namnażanie się N. fowleri. Jednak, jak zaznacza LiveScince, pracownicy aquaparku niesumiennie stosowali się do przepisów sanitarnych i nie reagowali na zmniejszone stężenie chloru w wodzie.
W Polsce nie odnotowano przypadków zakażenia N. fowleri
Portal przypomina, że nie wystarczy zwykłe połknięcie wody, w której zadomowiła się N. fowleri. Pierwotniak, żeby wywołać groźną dla życia infekcje, musi dostać się do organizmu przez nos. Zdecydowana większość ofiar N. fowleri zakaża się podczas kąpieli w ciepłych jeziorach i rzekach.
W Polsce pierwotniak ten występuje niezwykle rzadko i – jak dotąd – nie odnotowano żadnych przypadków infekcji.