Mike Pence przyjął w środę na konwencji Partii Republikańskiej nominację na kandydata tego ugrupowania na wiceprezydenta USA w listopadowych wyborach. Chwalił politykę prezydenta Donalda Trumpa, podkreślając jego działania popierane przez konserwatywny elektorat.
Republikanie zdecydowali o nominowaniu Trumpa i urzędującego wiceprezydenta Pence'a w poniedziałek, w pierwszym dniu konwencji GOP. Para Trump-Pence de facto nie miała konkurencji w partyjnych prawyborach. Przywódca USA oficjalnie przyjmie nominację wyborczą Republikanów w czwartek w przemówieniu z Białego Domu.
W przemówieniu z Fort McHenry Pence, mówiąc o wskaźnikach gospodarczych, ocenił, że wraz z Trumpem udało im się "uczynić Amerykę wielką". – A potem uderzył koronawirus z Chin - dodał, zapewniając, że gospodarka wróci na tory rozwoju sprzed epidemii.
Wiceprezydent USA, podkreślając swoją wiarę w Boga, wymieniał także działania administracji, które cieszą się poparciem wyborców konserwatywnych i zrzeszonych w Kościołach ewangelickich. Wśród nich było przeniesienie ambasady USA w Izraelu do Jerozolimy, mianowanie konserwatywnych sędziów oraz polityka mająca na celu zmniejszenie liczby wykonywanych aborcji.
Pence odniósł się także do zamieszek w Kenoshy, które wybuchły w niedzielę w tym mieście w stanie Wisconsin, po postrzeleniu czarnoskórego Jacoba Blake'a przez policję. – Powiem jasno: przemoc musi się skończyć czy to w Minneapolis, Portland czy w Kenoshy. Zbyt wielu bohaterów zginęło w obronie naszej wolności, by patrzeć jak Amerykanie uderzają w siebie - powiedział wiceprezydent, budząc entuzjazm zgromadzonych.
Zastępca Trumpa wyraził poparcie dla prawa do pokojowego protestu, ale zaznaczył: – Będzie prawo i porządek na ulicach dla każdego Amerykanina - każdej rasy, wyznania i koloru skóry.
Pence - jak wielu wcześniejszych mówców na konwencji Republikanów - podkreślał jak ważni są dla niego członkowie jego rodziny. W części poświęconej koronawirusowi poinformował, że z powodu epidemii jego córka zmuszona była przełożyć swój ślub.
Przemawiający na konwencji Republikanów - oprócz polityków także przedsiębiorcy, rolnicy i byli sportowcy - nie tylko chwalą działania administracji Trumpa, ale ostrzegają przed polityką Demokratów. Wśród nich jest wielu Afroamerykanów, a także kobiety, co uznawane jest za próbę pokazania Partii Republikańskiej jako ugrupowania różnorodnego i atrakcyjnego dla mniejszości. Wśród tych grup wyborców Republikanie tracą do Demokratów.
Jak wynika z badania fundacji Democracy Fund i Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles 80 proc. czarnoskórych wyborców zamierza w listopadzie oddać głos na rywala Trumpa - Joe Bidena z Partii Demokratycznej. 15 proc. zapowiada poparcie urzędującego prezydenta. Wynosząca 65 punktów procentowych przewaga kandydata Demokratów wśród czarnoskórego elektoratu jest jednak niższa niż w wyborach prezydenckich cztery lata temu. Wtedy reprezentująca tę partię Hillary Clinton miała u Afroamerykanów aż 80 punktów procentowych przewagi nad Trumpem - podaje "New York Times".
Dziennik wskazuje również, że wśród zarejestrowanych wyborów pochodzenia latynoskiego Trump traci do Bidena 32 punkty procentowe. W przypadku Clinton było to 37 punktów procentowych.
Konwencje - zarówno trwająca Republikanów jak i zakończona w ubiegłym tygodniu Demokratów - cieszą się sporym zainteresowaniem mediów oraz Amerykanów. We wtorek, w drugim dniu konwencji Republikanów, w telewizji oglądało ją blisko 19,4 mln obywateli USA.