Jedna osoba została poważnie ranna w czasie manifestacji "żółtych kamizelek” w Paryżu. Są zatrzymani. To już trzynasta sobota protestów przeciwko polityce finansowej i gospodarczej rządu oraz prezydenta Emmanuela Macrona.
Trzydziestoletni mężczyzna stracił dłoń i odniósł obrażenia twarzy. W tej chwili oficjalnie nie wiadomo co było przyczyną zdarzenia, do jakiego doszło, gdy idący z Pól Elizejskich pochód dotarł do Pałacu Burbonów, siedziby Zgromadzenia Narodowego. Według cytowanego przez agencję AFP świadka zdarzenia, ranny to fotograf z szeregów "żółtych kamizelek", a obrażenia odniósł po tym, jak policja użyła granatu z gazem łzawiącym. Rannego do szpitala przewieźli strażacy, którzy jeszcze na miejscu udzielili mężczyźnie pierwszej pomocy.
Przed siedzibą Zgromadzenia Narodowego z manifestującego tłumu wyłoniła się grupka rozrabiaczy, którzy różnymi przedmiotami obrzucili budynek niższej izby parlamentu francuskiego i usiłowali sforsować ogrodzenie. Doszło do zamieszek i starć z policją, która użyła gazu łzawiącego. W Paryżu zmobilizowano dodatkowo trzy tysiące żandarmerii zmotoryzowanej, w całej Francji, także dodatkowo pięć tysięcy osób. Protesty trwają w wielu miastach Francji - także tych największych - między innymi w Bordeaux, Lyonie czy w Tuluzie.
Tymczasem w Nicei trwają przygotowania do spotkania na granicy francuskich i włoskich "żółtych kamizelek". Przedsięwzięcie jest o tyle trudne do zrealizowania, że drogi prowadzące do Włoch są blokowane przez policję.
Demonstranci domagają się dymisji prezydenta Emmanuela Macrona oraz ministra spraw wewnętrznych Christophe’a Castanera. Zarzucają mu brutalność policji wobec protestujących, którzy żądają rozwiązania Piątej Republiki i wprowadzenia nowego ładu społecznego. Oczekują też zmian w instytucjach francuskich i podjęcia kroków zwiększających siłę nabywczą pieniądza.