Prezydent USA Donald Trump, który w środę przebywał z niezapowiedzianą wizytą w Iraku, oświadczył, że "nie ma w planach" wycofania sił amerykańskich z tego kraju. Wizyta miała związek ze świętami Bożego Narodzenia.
W ubiegłym tygodniu Trump ogłosił wycofanie żołnierzy USA z Syrii, a według niepotwierdzonych dotąd oficjalnie doniesień mediów zamierza też o połowę zmniejszyć amerykański kontyngent w Afganistanie.
Samolot z Trumpem na pokładzie wylądował po zachodzie słońca w bazie sił powietrznych Al-Asad, na zachód od Bagdadu. Prezydentowi w podróży towarzyszyła pierwsza dama Melania, niewielka grupa doradców i agentów Secret Service oraz dziennikarze.
Trump, który w styczniu rozpocznie trzeci rok prezydentury, po raz pierwszy odwiedził amerykańskich żołnierzy stacjonujących w rejonie konfliktu zbrojnego. Wcześniej za brak takiej wizyty był krytykowany; jeszcze w październiku ocenił, że taka wizyta nie jest "szczególnie konieczna".
W przemówieniu wygłoszonym w Al-Asad Trump bronił swojej decyzji w sprawie wycofania sił USA z Syrii. "Myślę, że wielu ludzi uzna słuszność mojego rozumowania. Już czas, byśmy zaczęli działać z głową" - powiedział.
W zeszłym tygodniu Trump nieoczekiwanie ogłosił, bez konsultacji z Kongresem i krajami sojuszniczymi, natychmiastowe wycofanie sił amerykańskich w liczbie około 2 tys. żołnierzy z północno-wschodniej Syrii, gdzie uczestniczyły w walce z Państwem Islamskim (IS). Trump argumentował, że IS w Syrii zostało już pokonane.
Położona w prowincji Anbar baza Al-Asad, gdzie wylądował samolot z Trumpem na pokładzie, była jedną z najważniejszych baz piechoty morskiej USA po ataku na Irak w 2003 roku oraz odegrała ważną rolę we wspieranej przez Stany Zjednoczone walce z IS.
USA pozostaną w Iraku, "właściwie moglibyśmy użyć tej bazy, gdybyśmy chcieli zrobić coś w Syrii" - powiedział Trump.
Reuters w zeszłym tygodniu podał, że Pentagon rozważa wykorzystanie sił operacji specjalnych do przeprowadzanych z Iraku ataków na bojowników IS w Syrii. USA mają w Iraku ok. 5,2 tys. żołnierzy, do których należy przede wszystkim szkolenie irackich sił zbrojnych i doradzanie w walce z IS.
Prezydent odniósł się również do sytuacji w USA, gdzie trwa częściowe zawieszenie pracy rządu federalnego (shutdown), wywołane sporem między szefem państwa a Kongresem o finansowanie budowy muru na granicy amerykańsko-meksykańskiej, który miałby powstrzymać napływ migrantów.
Trump, który wcześniej deklarował, że jest przygotowany na dłuższy paraliż prac rządu, zapytany w środę, jak długo zamierza czekać, odparł: "Tak długo, jak to będzie konieczne". Winą za powstałą sytuację obarczył Demokratkę Nancy Pelosi, która, jak się oczekuje, na początku stycznia obejmie stanowisko przewodniczącej Izby Reprezentantów.
"To zależy od Nancy" - powiedział Trump, sugerując, że Pelosi nie zgadza się na sfinansowanie muru, bo chciała w ten sposób zapewnić sobie wybór na spikera. "Społeczeństwo amerykańskie domaga się muru" - oświadczył prezydent.
Trump chce, aby w budżecie przewidziano wyasygnowanie 5,7 mld dolarów na budowę muru. Demokraci w obu izbach Kongresu nie zgadzają się na taką sumę, a cały projekt uważają za kosztowny i nieskuteczny. Zawieszenie prac rządu może potrwać nawet do 3 stycznia, kiedy zostanie zaprzysiężony Kongres kolejnej kadencji.
Trump dał też do zrozumienia, że nie należy spodziewać się szybkiego wyznaczenia stałego następcy ministra obrony Jamesa Mattisa, który podał się do dymisji po decyzji Trumpa w sprawie wycofania sił USA z Syrii. Wyznaczony na p.o. szefa Pentagonu Patrick Shanahan, który zastąpi Mattisa od stycznia, "może na tym stanowisku pobyć długi czas" - powiedział prezydent.
Wizyta Trumpa w Iraku trwała około trzech godzin; w drodze powrotnej prezydent USA miał odwiedzić amerykańskich żołnierzy w bazie sił powietrznych w Ramstein w Niemczech.