- Na razie nic nie wskazuje na to, aby za lotami dronów nad elektrowniami jądrowymi w Szwecji stały obce mocarstwa – stwierdził szwedzki prokurator Hans Ihrman. W połowie stycznia zaobserwowano nad zakładami obiekty latające.
- Jest duża niepewność, co tak naprawdę zaobserwowano. Nie wiadomo, czy w każdym z przypadków mamy do czynienia z dronem – wyjaśnił Ihman.
Do incydentów doszło nad elektrowniami w Forsmark, Oskarshamn i w Ringhals pod Goeteborgiem. Wydarzenia miały miejsce 14 stycznia. Całość miała miejsce w dniu, kiedy szwedzkie wojsko wysłało siły reagowania kryzysowego na Gotlandie. Wszystko z powodu sytuacji na wschodzie, ściśle powiązanej ze zwiększoną obecnością rosyjskich okrętów wojennych na Bałtyku.
W kolejnych dniach policja otrzymywała dalsze zgłoszenia o przypadkach następnych lotów dronów nad elektrowniami. Próbom inwigilacji miał również ulegać Zamek Królewski w Sztokholmie. Zatrzymany został nawet obywatel Rosji, który latał dronem nad Pałacem Drottningholm pod Sztokholmem, będącym miejscem zamieszkania pary królewskiej. Jak podają media, mężczyzna nie był świadomy zakazu fotografowania tego obiektu przez turystów.