Szef Lufthansy Carsten Spohr, który odwiedził miejsce katastrofy samolotu Germanwings we francuskich Alpach, oświadczył, że jej wyjaśnianie zabierze "bardzo dużo czasu". Podziękował ratownikom i obiecał rodzinom ofiar pomoc.
Spohr przebywał na miejscu katastrofy, w której zginęło 150 osób, wraz z szefem tanich linii Lufthansy, Germanwings, Thomasem Winkelmannem. Odmówił wypowiedzenia się w sprawie tego, co linie wiedziały o stanie psychicznym drugiego pilota Andreasa Lubitza, którego podejrzewa się o celowe rozbicie maszyny.
Spohr i Winkelmann złożyli kwiaty i chwilę stali w milczeniu przy kamiennej steli w miejscowości Le Vernet upamiętniającej ofiary katastrofy z 24 marca.
Szef Lufthansy oświadczył, że linie "każdego dnia dowiadują się więcej" o tym, co mogło doprowadzić do katastrofy, ale "zrozumienie tego, jak mogło się to stać, zajmie bardzo dużo czasu". Zapewnił, że rodzinom ofiar udzielana będzie "pomoc tak długo, jak będzie to konieczne". Podziękował następnie wszystkim, którzy brali udział w akcji ratowniczej i poszukiwawczej - policji, żandarmerii, wojsku i lekarzom, a także mieszkańcom.
Spohr odmówił odpowiedzi na pytania zadawane przez zebranych na miejscu reporterów.
We wtorek Lufthansa przyznała, że była w 2009 roku poinformowana o "ciężkim epizodzie depresyjnym", który przeszedł Lubitz; następnie jednak przedłożył on wyniki badań potwierdzające zdolność do pilotowania samolotu.
W ubiegłym tygodniu podano, że w mieszkaniu Lubitza znaleziono podarte zwolnienie lekarskie, wskazujące, że tego dnia, gdy doszło do katastrofy, mężczyzna był chory i nie powinien był lecieć.
Airbus A320 rozbił się na trasie między Barceloną a Duesseldorfem. Wśród ofiar byli przede wszystkim Niemcy, Hiszpanie, a także m.in. obywatele Wielkiej Brytanii.