"To, co teraz dzieje się w Charkowie, to zbrodnia wojenna! To ludobójstwo ukraińskiego narodu" - oświadczył szef charkowskich władz obwodowych Ołeh Syniehubow. Według obecnych szacunków wskutek rosyjskich ostrzałów zginęło 11 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych.
Rosjanie ostrzeliwują całe dzielnice mieszkaniowe w Charkowie, gdzie nie ma infrastruktury krytycznej, nie ma pozycji sił zbrojnych Ukrainy, w które mogliby celować Rosjanie - napisał w Telegramie Syniehubow.
- Giną dziesiątki cywilów. Dzieje się to w dzień, kiedy ludzie wyszli do aptek, po jedzenie, po wodę. To zbrodnia. Rosja wykorzystuje ciężką artylerię! - alarmował.
Ostrzały trwają do tej pory i dlatego niemożliwe jest wysłanie ratowników oraz usuwanie szkód. Obecnie szacuje się, że zginęło 11 osób, kilkadziesiąt zostało rannych.
ZOBACZ: Obrońcy Wyspy Węży żyją. Zostali wzięci do niewoli przez Rosję
Wcześniej doradca w MSW Ukrainy Anton Heraszczenko poinformował, że dziesiątki osób zginęły, a setki odniosły obrażenia w wyniku zmasowanego ostrzału Charkowa rakietami Grad przez siły rosyjskie.
"Wszystko jest w ogniu" Z kolei wolontariuszka w domu dla samotnych matek z dziećmi w Charkowie powiedziała, że "Charków cały czas jest pod ostrzałem. Od rana było niespokojnie, ale teraz idzie rosyjski atak. Wszystko jest w ogniu. Ludzie w centrum chowają się w piwnicach, w metrze" Placówka znajduje się w pobocznej dzielnicy miasta - po przeciwległej stronie do obecnej linii rosyjskiego ataku.- Tutaj tylko słychać wybuchy, jeszcze do nas one nie doszły. Jest jednak bardzo głośno. Jesteśmy w placówce z dziećmi, ich mamami i siostrami zakonnymi - zrelacjonowała.
Dodała, że wojsko rosyjskie idzie na razie z innej strony. "Mogą jednak dojść do nas" - przyznała.
- Mamy tu przedszkole, które jest niższe, bardziej osadzone przy ziemi. Dlatego w nim się znajdujemy. Mamy jednak też piwnicę, do której idziemy w razie alarmu, zagrożenia - powiedziała.
Pod opieką zakonnic i wolontariuszy jest blisko 30 dzieci oraz 24 mamy. Dzieci są w różnym wieku.
- Jest tu także moja rodzina: mama, dwóch braci, siostra, ale także siostry zakonne Kamiła i Renata. Te kobiety i dzieci mieszkają w tej placówce na co dzień. My się nimi opiekujemy - powiedziała Ania.
W tym momencie wszyscy w domu dziecka starają się zachowywać spokój tak, aby najmłodsi jak najmniej odczuwali tę sytuację.
- One tego nie rozumieją. Nie do końca wiedzą, co się stało. Dzień idzie jak zawsze, są zabawy w przedszkolu, a w razie czego idziemy do piwnicy. Siostry miały taki plan, aby stąd się wydostać, wyjechać do Polski. Na drogach w tym momencie jest jednak bardzo niebezpiecznie, a nas jest dużo. Potrzebne byłyby trzy duże samochody - mówiła w rozmowie z PAP.
Pytana, skąd znajduje siłę na zachowanie spokoju w tak trudnym momencie powiedziała, że odnajduje ją w Panu Bogu.
- Gdzie jeszcze szukać tych sił? Tylko w modlitwie. Bardzo dużo ludzi do nas pisze i dzwoni. Tak z Polski, jak i z innych miejsc w Ukrainie. Teraz nie mamy na co narzekać. Ci, którzy są w centrum, mają znacznie gorzej. Tam jest bardzo gorąco. Strach jest, to oczywiste, bardzo duży strach - powiedziała.
Wielu jej znajomych mieszka w centrum miasta.
- Bliscy mi ludzie znajdują się trzeci czy czwarty dzień w metrze i nie mogą wyjść. Nie mają co jeść, nie mają co pić. Bardzo dużo ludzi dziś zginęło. Ok. 20 osób zabito od rana w tym ostrzale - dodała ze smutkiem w głosie.
330 tys. osób pozbawionych prądu
- Z powodu działań wojennych 316 osad i 332 tys. konsumentów zostało pozbawionych prądu. Na terenie obwodów żytomierskiego, rówieńskiego, zaporoskiego, kijowskiego, czernihowskiego, sumskiego i charkowskiego 11 675 konsumentów utraciło dostęp do sieci gazowej - przekazało ministerstwo.
Ekipy remontowe kontynuują prace nad przywróceniem dostaw energii - uzupełniło.
- System energetyczny Ukrainy pracuje stabilnie i ma wystarczające rezerwy surowców energetycznych - podkreślono w komunikacie resortu.