Rzecznik stu Kurdów, którzy dwa tygodnie temu rozpoczęli strajk głodowy w Brukseli i demonstrują przed Parlamentem Europejskim, domagając się pomocy dla oblężonego przez dżihadystów kurdyjskiego miasta Kobane w Syrii, oskarżył wspólnotę międzynarodową o bezczynność.
Protestujący Kurdowie, którzy we wtorek zajęli symbolicznie biura Unii Europejskiej, protestowali przeciwko słabej reakcji świata na dramat słabo uzbrojonych i niezbyt licznych obrońców Kobane, oblężonego od 16 września przez przeważające i świetnie uzbrojone wojska Państwa Islamskiego.
Uczestnicy protestu krytykują również Turcję, która obiecała pomoc w obronie stolicy syryjskich Kurdów.
Tymczasem - jak podkreślił rzecznik uczestników strajku głodowego - udziela wsparcia logistycznego siłom Państwa Islamskiego w Iraku i Syrii.
Do protestu przyłączyła się główna turecka partia opozycyjna, socjaldemokratyczna Republikańska Partia Ludu (CHP). Jest ona zwolenniczką ograniczonej operacji wojsk tureckich przeciwko Państwu Islamskiemu w celu powstrzymania zagrożenia Turcji ze strony dżihadu.
Przewodniczący CHP Kemal Kilicdaroglu proponuje, aby mandat parlamentu tureckiego do działania na terytorium syryjskiego Kurdystanu ograniczał się do "uratowania Kobane i oczyszczenia strefy z sił zbrojnych Państwa Islamskiego".
Podkreślił, że po tej operacji wojska tureckie powinny się wycofać z terytorium Syrii.
Zwolennik tej ograniczonej interwencji tureckiej w obronie Kobane oskarżył w czwartek turecki rząd o jawne udzielanie pomocy dżihadystom i wspieranie sunnitów przeciwko innym odłamom islamu.
Kilicdaroglu oświadczył: "Jeśli w Kobane dojdzie do masakry, odpowiedzialny będzie turecki rząd".
W czwartek z oblężonego przez islamistów Kobane dochodziły wiadomości mówiące jedynie o tym, że desperacka obrona kurdyjskiego miasta wciąż trwa.