Radosław Sikorski po incydencie z byłymi już posłami Prawa i Sprawiedliwości z ogromnym zaangażowaniem wziął się za rozliczanie parlamentarzystów z ich służbowych podróży. Jak się jednak okazuje, podróże jakie odbył sam marszałek Sejmu wskazują, że własnym autem w podróżach służbowych w ciągu pięciu lat przemierzył dystans odpowiadający... dwóm okrążeniom kuli ziemskiej.
Tygodnik "Wprost", który zajął się wyjazdami Sikorskiego wskazuje, że każdy przejechany kilometr własnym samochodem posłowi przysługuje z Sejmu 83 gr. W artykule podkreślono, że z tego sposobu rozliczania korzystają zarówno zwykli posłowie, jak i ministrowie parlamentarzyści. Jako najbardziej zastanawiający przypadek ukazano właśnie przypadek Radosława Sikorskiego.
Sprawa ma dotyczyć lat 2007-2014, kiedy Sikorski był ministrem sprawa zagranicznych. Posada ta – jak zauważa "Wprost" – wiąże się z całodobową opieką Biura Ochrony Rządu i możliwością jeżdżenia rządową limuzyną.
"Mimo to co najmniej od 2009 r. (od tego czasu są ujawniane oświadczenia) Sikorski wykorzystuje publiczne środki na podróże prywatnym autem. Zaczynał nieśmiało. W 2009 r. z kasy Sejmu pobrał 1245 zł, ale już rok później kwota urosła do ponad 21 tys. zł. W 2011 r. było już 26,5 tys. zł, w 2012 r. pobrał 19,1 tys. zł. W zeszłym roku wyszło skromniej, bo niecałe 10 tys. zł. Łatwo wyliczyć, że w owym 2011 r. Radosław Sikorski przejechał swoim samochodem w celach służbowych… 32 tys. km!" – czytamy we "Wprost".
"Wynik imponujący jak na osobę, która większość czasu spędza w Warszawie pod opieką BOR lub w delegacjach zagranicznych" – dodano.
Dziennikarze tygodnika dokonali obliczeń, z których wynika, że były szef polskiej dyplomacji musiałby w każdy weekend przejeżdżać prawie 600 km i w każde święto 300 km. Wedle tych Sikorski w celach służbowym własnym samochodem w ciągu pięciu lat przemierzył dystans odpowiadający dwóm okrążeniom kuli ziemskiej.