Zamachowiec samobójca zaatakował konwój wojsk ISAF na przedmieściach Kabulu. Oprócz napastnika zginęły jeszcze trzy osoby. Do ataku przyznali się na Twitterze talibowie, którzy twierdzą, że wybuch zabił 12 osób i zniszczył pojazdy wojskowe.
Dowództwo ISAF, czyli Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa w Afganistanie, poinformowało, że zginęło trzech wojskowych; odmówiono podania szczegółów. Rzecznik kabulskiej policji oświadczył wcześniej, że rannych zostało sześć osób, a do zamachu doszło zaledwie kilometr od bazy NATO Camp Phoenix. NATO dowodzi siłami ISAF.
Rzecznik talibów powiadomił o ataku na swoim koncie na Twitterze, pisząc, że zginęło "12 żołnierzy (...) w wyniku ataku przeprowadzonego przez naszych bojowników".
Reuters zwraca uwagę, że talibowie przypuścili atak w okresie, kiedy USA próbują zawrzeć z afgańskim prezydentem Hamidem Karzajem porozumienie dotyczące m.in. liczby amerykańskich żołnierzy, którzy zostaną w Afganistanie po wycofaniu stamtąd w 2014 roku sił ISAF.
AFP przypomina, że rebelianci zapowiedzieli, że przed wycofaniem wojsk ISAF i kwietniowymi wyborami prezydenckimi będą zwiększać presję na USA i władze Afganistanu.
Talibowie dążą do odzyskania władzy i wiele afgańskich środowisk naciska na Karzaja by podpisał układ z USA. Dwustronne porozumienie ma dotyczyć środków bezpieczeństwa, jakie USA zapewniałyby Afganistanowi po wycofaniu swych formacji bojowych z końcem 2014 roku. Według nieoficjalnych informacji w Afganistanie miałoby pozostać około 10 tys. amerykańskich żołnierzy, a także niewielka grupa żołnierzy z jednostek do walki z terrorystami.
Zawarcie porozumienia z USA zaaprobowała Loja Dżirga (wielka rada afgańskiej starszyzny) oraz miejscowi politycy. Mimo to prezydent Karzaj zaczął stawiać Amerykanom nowe warunki m.in. dotyczące odpowiedzialności karnej żołnierzy USA stacjonujacych w Afganistanie.