Prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin przyleciał rano do Wołgogradu, gdzie uczestniczył w naradzie poświęconej problemom walki z terroryzmem i odwiedził rannych w zamach bombowych, do jakich doszło tam w ostatnich dniach.
W dwóch atakach terrorystycznych, których obiektami były w niedzielę dworzec kolejowy, a w poniedziałek miejski trolejbus, zginęły w Wołgogradzie 34 osoby, a 105 zostało rannych.
- Ohyda zbrodni, popełnionych w Wołgogradzie, nie wymaga dodatkowych komentarzy. Bez względu na to, czym motywują swoje działania zbrodniarze, nie ma żadnego usprawiedliwienia dla zbrodni przeciw ludności cywilnej, zwłaszcza dzieci i kobiet - oświadczył prezydent.
Putin podkreślił, że "rosyjskie oddziały specjalne w czasie swoich operacji czynią wszystko, aby zapewnić bezpieczeństwo właśnie ludności cywilnej, zwłaszcza kobietom i dzieciom". - A tutaj wszystko było na odwrót - dodał.
W drodze do szpitala, w którym przebywają ranni w zamachach, prezydent na krótko zatrzymał się w miejscu ataku na trolejbus; złożył tam bukiet róż.
Wizyta Putina w Wołgogradzie nie była zapowiadana. Prezydent przyleciał tam z Chabarowska, na Dalekim Wschodzie, gdzie razem z mieszkańcami tego regionu, dotkniętego latem 2013 roku katastrofalną powodzią, powitał Nowy Rok.
Putin zapowiedział tam, że Rosja będzie "niezłomnie, brutalnie i konsekwentnie walczyć z terrorystami aż do ich całkowitego unicestwienia". Oznajmił też, że "w chwilach próby Rosja zawsze staje się zwarta i jednolita". - Chylimy czoła przed ofiarami brutalnych zamachów - powiedział.
Wołgograd to milionowe miasto nad Wołgą, w pobliżu niespokojnego Północnego Kaukazu. W latach 1925-1961 nazywano je Stalingradem, a wcześniej - w czasach monarchii i na początku rządów bolszewickich - Carycynem.
Miasto jest jednym z bastionów wyborczych Putina, który co roku je odwiedza. Poparcie dla niego wśród mieszkańców nie spada w sondażach poniżej 60 procent.