Była niemiecka aktorka, dziś 61-letnia kobieta Renate Langer zarzuca Romanowi Polańskiemu, polskiemu reżyserowi, oskarżonemu o pedofilię w USA o gwałt - pisze we wtorek "New York Times". Miało do niego dojść w lutym 1972 roku, kiedy Langer miała 15 lat.
Aktorka Renate Langer w rozmowie z amerykańskim dziennikiem mówi, że nie opowiedziała o tym, co się stało przyjaciołom ani rodzinie, głównie z obawy o swoich rodziców.
Dopiero wiele lat później miała wyznać prawdę chłopakowi. - Moja matka dostałaby zawału serca - mówi. - Czułam się zawstydzona, skrępowana, zagubiona i samotna - wyjaśniała. Teraz zdecydowała się powiadomić szwajcarską policję, która będzie teraz analizować, czy przepisy pozwalają wszcząć postępowanie w wypadku przestępstwa popełnionego tak wiele lat temu.
Z relacji kobiety opisywanej w amerykańskim dzienniku wynika, że Polański zgwałcił ją w sypialni. Ona zaś - jak twierdzi - nie mogła się obronić, mimo że próbowała. "Zawstydzona i zdezorientowana" wyjechała z Gstaad kolejnego dnia. Jak dodaje, mniej więcej miesiąc później Polański zadzwonił do niej z przeprosinami i propozycją występu w filmie "Che?". Langer przyjęła niewielką rolę, a reżyser miał jej obiecywać, że na planie będzie traktował ją z pełnym profesjonalizmem. Według kobiety w czasie pracy nad filmem rzeczywiście początkowo tak było. Pewnej nocy w Rzymie, gdzie realizowane były zdjęcia, zgwałcił ją jednak po raz kolejny - twierdzi.
Prawnik Polańskiego odmówił wszelkiego komentarza w tej sprawie.