Niemiecka prasa i politycy zastanawiają się: czy "nasi chłopcy" powinni zostać wysłani na Ukrainę?

Za Odrą trwa dyskusja w sprawie ewentualnego wysłania wojsk niemieckich na Ukrainę. Niektórym politykom berlińskim i ich tubom propagandowym marzy się najwyraźniej powrót do militarnej potęgi kolejnej mutacji Rzeszy. Inni przestrzegają jednak przed "kolejnym Stalingradem". Ani pierwsza, ani druga strona nie podnoszą natomiast oczywistej kwestii - w jaki sposób niemieccy kameraden dotrą do Kijowa, Charkowa, czy, być może, jeszcze dalej na wschód? Przez jaki kraj wiedzie najkrótsza droga nad Dniepr?
Obecna szefowa Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen ma, z punktu widzenia Polski, jedno rzeczywiste osiągnięcie - doprowadziła, w czasach swoich rządów w resorcie obrony RFN, do kompletnej zapaści i rozkładu niemieckiej armii. Preferująca "tęczowe wartości" i zeroemisyjność broni "ministra" uczyniła z następczyni Wehrmachtu - Bundeswehry - pośmiewisko. Teraz jednak to się zmienia. Niemcy stawiają na silną armię i rozwój przemysłu zbrojeniowego, na co składać mają się inne kraje europejskie, w tym Polska. Berlin najwyraźniej zrobił sobie z UE i jej funduszy maszynkę do robienia pieniędzy finansujących rozwój Niemiec. Jak się okazuje prawdę "nie płacisz na własną armię - będziesz łożyć na obcą" można realizować także w czasie pokoju.
Coraz wyraźniej imperialne Niemcy zastanawiają się teraz, czy po raz trzeci w najnowszej historii Europy militarnie odwiedzić Ukrainę. Ich wcześniejsze ekskursje w tym kierunku - w czasie I i II wojny światowej - zakończyły się, co prawda klęską, ale "cóż szkodzi spróbować" - tym razem pod "flagą zjednoczonej Europy".
"Z powodu rozmów o Ukrainie w Waszyngtonie dyskusja na temat udziału niemieckich żołnierzy w zapewnieniu trwałości ewentualnego rozwiązania pokojowego nabiera tempa. Rząd Niemiec podkreślił przy tym, że należy zapobiec sytuacji, w której byłaby to jedynie chwilowa przerwa, trwająca może kilka lat", czytamy w portalu dw.com.
„Kwestia konkretnego kształtu takiego rozwiązania jest niezwykle skomplikowana”, mówi zastępca rzecznika rządu Steffen Meyer. Chodzi o kwestie polityczne i techniczne, „które muszą być omawiane w bardzo konkretny sposób”. A jaki? "Niemcy jako wiodące mocarstwo w Europie również muszą uczestniczyć w zapewnieniu bezpieczeństwa dla rozwiązania pokojowego, „zwłaszcza jeśli mają w tym zapewnione wsparcie Amerykanów”, tłumaczy polityk CDU Roderich Kiesewetter dla portalu „Focus Online” (cytat za dw.com).
Polityk SPD ds. polityki zagranicznej Adis Ahmetović w rozmowie z tygodnikiem „Spiegel” otwarcie przyznaje, że Bundeswehra mogłaby wziąć udział w późniejszej misji pokojowej w Ukrainie. Partyjny kolega Ahmetovića Ralf Stegner jest jednak temu przeciwny.
Minister spraw zagranicznych Johann Wadephul w podcaście „Table.Today” wyraża sceptycyzm wobec wysłania niemieckich żołnierzy do Ukrainy. Wskazuje na zwiększoną rolę Bundeswehry w NATO, w tym na brygadę bojową – około 5000 żołnierzy – stacjonującą obecnie na Litwie. Rozpoczęcie działań w Ukrainie mogłoby „prawdopodobnie przerosnąć możliwości Niemiec”, uważa polityk CDU.
Fundacja Nauki i Polityki (SWP) z Berlina przeanalizowała w lutym modele zapewnienia bezpieczeństwa w przypadku ewentualnego zawieszenia broni w Ukrainie. Badaczka ds. bezpieczeństwa w berlińskim think tanku, Claudia Major, napisała wówczas, że jak dotąd nie ma spójnych koncepcji w tej sprawie.
„Środki, które Europejczycy mogą zaoferować ad hoc, nie stanowiłyby wiarygodnej ochrony” – stwierdziła w swojej analizie. Aby zapewnić odstraszający efekt, konieczne byłoby „dodatkowe siły kontyngentowe Zachodu na poziomie około 150 000 żołnierzy”. Ekspertka ostrzega: „Podejście typu ‘blefuj i módl się', polegające na wysłaniu zbyt małych sił zbrojnych i oparte głównie na nadziei, że Rosja nie sprawdzi ich skuteczności, byłoby lekkomyślne i zwiększyłoby prawdopodobieństwo wybuchu wojny w Europie”.
"Z tego powodu oraz w celu zapewnienia wiarygodności militarnej szybko stało się jasne, że bez udziału Stanów Zjednoczonych nie da się tego osiągnąć", przyznaje Niemka. Szefowa AfD, Alice Weidel, ostrzegła na X, że Niemcy same mogą stać się celem ataków, jeśli USA się wycofają, i zaapelowała: „Niemcy potrzebują porozumienia w stosunkach z Rosją, zamiast ciągłej konfrontacji”.
No i wszystko jasne, chciałoby się powiedzieć, zwłaszcza, gdy przytoczy się słowa szefa partii Lewicy Jana van Akena, który zaproponował jako gwarancję bezpieczeństwa dla Ukrainy misję obserwacyjną sił pokojowych ONZ w liczbie od 30 tys. do 40 tys. żołnierzy. „Ważne byłoby, aby w misji uczestniczyły Chiny, ponieważ rosyjscy żołnierze nie strzelaliby do Chińczyków”, powiedział van Aken w Berlinie. Lewicowy polityk nie zadał sobie jednak trudu, by zadać pytanie: do kogo strzelaliby Chińczycy?
Źródło: Republika, dw.com
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X