Skrajnie lewicowy niemiecki polityk Joschka Fischer wychwala… chadecką kanclerz Angelę Merkel. „Ona jest szczęściem dla kraju” - mówi w uniesieniu były szef MSZ, przed laty związany z lewackimi radykałami, oskarżany o wspieranie terrorystów w latach 70.
Dla chrześcijańskiego polityka normą i przedmiotem dumy powinny być pochwały konserwatystów i ataki lewicowców. W przypadku Angeli Merkel, stojącej przecież na czele chadecji, jest jednak wprost przeciwnie. Podczas gdy konserwatywne i autentycznie chrześcijańskie kręgi CDU odsądzają ją od czci i wiary oskarżając o niszczenie kraju, lewica nie może wyjść z podziwu nad jej polityką. W najnowszym wywiadzie dla dziennika „Stern” peany pod adresem Merkel piał nie kto inny, jak sam Joschka Fischer, były minister spraw zagranicznych Niemiec, skrajny lewicowiec współtworzący partię Zielonych.
Merkel „z biegiem lat nauczyła się bardzo wiele i jest właściwie szczęściem dla kraju” - powiedział polityk, od niedawna zajmujący się lobbingiem na rzecz wielkich koncernów przemysłowych oraz aktywnością w ONZ.
To nie pierwszy raz, gdy Fischer wyraża się o Merkel z uznaniem. Polityk chwalił też jej decyzję o otwarciu niemieckich granic na masową imigrację islamską w roku 2015.
Były minister w latach 70. angażował się bardzo intensywnie w neomarksistowską rewoltę, nie stroniąc nawet od środowisk popierających czerwony terroryzm. W roku 1976 29-letni wówczas Fischer został aresztowany przez policję podczas demonstracji poparcia dla Ulrike Meinhof, terrorystki z Frakcji Armii Czerwonej. Fischer należał w tym okresie do grupy Walka Rewolucyjna, która często ścierała się na ulicach z policją. Istnieje fotografia świadcząca, że osobiście również atakował funkcjonariusza.