W sobotę białoruski przywódca Aleksander Łukaszenko zainaugurował powstanie elektrowni atomowej podczas, gdy sąsiednie kraje sprzeciwiły się jej ze względów bezpieczeństwa.
Zbudowanej przez rosyjską firmę państwową Rosatom i sfinansowanej przez Moskwę z kredytu w wysokości 10 miliardów dolarów, budowie elektrowni w pobliżu miasta Astrawiec, w zachodniej części obwodu hrodnowskiego, zdecydowanie sprzeciwiła się Litwa, której stolica znajduje się zaledwie 50 kilometrów od miasta.
- To historyczna chwila. Kraj stanie się związany z energetyką jądrową - powiedział Łukaszenko w telewizji państwowej.
- Elektrownia atomowa w Astrawiecie to nowy krok w przyszłość, w kierunku zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego państwa - dodał.
Na początku tego tygodnia Białoruś rozpoczęła eksploatację elektrowni, co skłoniło Litwę do wstrzymania handlu energią z sąsiadem.
Łotwa powiedziała w czwartek, że wznowiła import energii z Rosji do krajów bałtyckich, który został zawieszony z powodu obaw, że część energii elektrycznej będzie eksportowana z elektrowni Astravets.
Budowa elektrowni jest również podzielona między Białorusinów, którzy bardzo ucierpieli w wyniku katastrofy nuklearnej w Czarnobylu w 1986 roku.
Andriej Sannikow, białoruski opozycjonista, który został uwięziony po ucieczce przeciwko Łukaszence w 2010 roku, napisał na Twitterze, że elektrownia jest "bronią geopolityczną" dla Łukaszenki i Kremla przeciwko Unii Europejskiej oraz "zagrożeniem radioaktywnym dla Białorusi i Europy".
Inauguracja następuje w momencie, gdy Białoruś została wstrząśnięta masowymi protestami i strajkami od czasu wyborów prezydenckich 9 sierpnia, które według opozycji zostały sfałszowane.
Łukaszenka, który sprawuje władzę od 1994 roku, odrzucił oskarżenia i odrzucił apele opozycji o ustąpienie.