Jak ocenia w najnowszym raporcie amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW) - autorytarny lider Białorusi Alaksandr Łukaszenka może chcieć wykorzystać rosyjską najemniczą Grupę Wagnera do stworzenia podwalin białoruskiej „armii kontraktowej”. Wiele wskazuje na to, że takie zamiary faktycznie przelatują przez głowę dyktatora, który musi mieć powód, aby "trzymać u siebie" wagnerowców.
Jak przypomina think tank - Łukaszenka oznajmił wczoraj, iż chce zatrzymać Grupę Wagnera w białoruskich siłach zbrojnych, by wykorzystać jej doświadczonych bojowników do „aktywniejszego tworzenia armii kontraktowej”. Nie podał żadnych szczegółów na temat struktury organizacyjnej tej „armii kontraktowej”, jej planowanej wielkości docelowej ani terminu powstania. Stwierdził jednak, że Grupa Wagnera liczy obecnie ponad 30 tys. ludzi.
Jak powszechnie wiadomo - Mińsk nie ma obecnie armii kontraktowej ani struktury, która by ją przypominała. Według ISW prawdopodobnie Łukaszenka miał na myśli stworzenie sił składających się z odpowiednika rosyjskich „kontraktników”, czyli zawodowych żołnierzy służących w armii dobrowolnie.
Białoruskie wojsko nie ma żadnej formacji powyżej szczebla brygady, a jego zasadnicza siła bojowa to sześć brygad (trzy zmechanizowane, dwie powietrznodesantowe i jedna sił specjalnego przeznaczenia), które składają się głównie z żołnierzy odbywających 18-miesięczną służbę zasadniczą i pewnej liczby kontraktowych wojskowych.
ISW wskazuje, iż utworzenie „armii kontraktowej” na Białorusi wymagałoby zapewne powołania nowej formacji lub znacznej reorganizacji istniejących brygad, a także wyszkolenia długoterminowych zawodowych żołnierzy, co w Rosji bez powodzenia próbowano zrobić pod koniec pierwszej i na początku drugiej dekady XXI wieku.