Około 100 osób zginęło w Demokratycznej Republice Konga podczas walk sił rządowych z rebeliantami próbującymi wczoraj zdobyć lotnisko w stolicy kraju Kinszasie, siedzibę radia i telewizji oraz baraki wojskowe - poinformowały dziś źródła rządowe.
Informacje potwierdził rzecznik rządu DR Konga Lambert Mende. Podkreślił, że w ataku na strategiczne miejsca w Kinszasie brali udział zwolennicy religijnego przywódcy Paula Josepha Mukungubili.
Mukungubila, który zwie się "Prorokiem Wiecznego" startował w 2006 roku w wyborach prezydenckich, w których przegrał z obecnym przywódcą Josephem Kabilą. Zwolennicy Mukungubili podkreślili, że atak był konsekwencją złego traktowania ich zwolenników przez rząd.
Rzecznik rządu zaznaczył także, że do przeprowadzenia ataku w stolicy rebelianci wykorzystali młodych żołnierzy, nie precyzując jednocześnie ich wieku. Dodał, że szturm został odparty przez siły rządowe.
Przywódca religijny jest krytykiem porozumienia pokojowego z grudnia, które podpisały władze w Kinszasie z partyzantką plemienia Tutsi - Ruchem 23 Marca. Rebelianci obiecali złożyć broń i przekształcić się w partię polityczną, rząd zapowiedział, że nie będzie ich karał za udział w powstaniu, jeśli podczas wojny nie dopuścili się zbrodni, za które ścigałby ich Międzynarodowy Trybunał Karny z Hagi.
Kongijskie wojny wywoływane od 1996 r. przez Tutsich znad Kiwu sprawiły, że we wschodnim Kongu trwa najkrwawsza wojna współczesnej Afryki, w której od kul i maczet, chorób i z głodu zginęło co najmniej 5 mln osób, a ten jeden z największych krajów Afryki przestał być uważany za państwo, lecz jedynie rozległy obszar, zamieszkany przez ponad 60 mln ludzi.