Jeżeli białoruskie helikoptery wlatują 2-3 kilometry w głąb terytorium Polski, to jest to oczywiście prowokacja w ramach wojny hybrydowej, która organizowana jest Przez Mińsk za zgodą Moskwy. Śmigłowce poruszały się na niskim pułapie ok. 100 metrów i mimo tego, że Białorusini informowali o manewrach przy granicy, nie można było ich wykryć radarami. W przypadku nalotów ukraińskich dronów na Moskwę najprawdopodobniej też zastosowano przelot na niskich wysokościach - wyjaśnia Mirosław Kapcewicz, Fundacja Młode Kresy. Cała rozmowa w oknie obok. Polecamy!
- Trzeba pamiętać, że bez pozytywnej decyzji Łukaszenki śmigłowce nie wleciałyby o Polski i to dowodzi, że prowokacje są organizowane z premedytacją i świadomie przez białoruski reżim - podsumowuje Kapcewicz.