– Ingerencja Rosji w konflikt na Ukrainie pokazała, że NATO potrzebuje sprawniejszych sił szybkiego reagowania, które mogłyby zostać rozmieszczone, gdyby Moskwa zagroziła militarnie któremuś z państw Sojuszu – ocenił zastępca dowódcy sił NATO w Europie.
– Krótko mówiąc, jeśli (Rosjanie) rozmieszczą kilkadziesiąt tysięcy (żołnierzy) sił konwencjonalnych wzdłuż granicy z państwem należącym do NATO, tak jak zrobili to w przypadku Ukrainy, to takie państwo członkowskie musi wiedzieć, że NATO zdecyduje się na odpowiednią obecność o charakterze obronnym na jego terytorium – powiedział brytyjski generał, sir Adrian Bradshaw, w wywiadzie udzielonym agencji Associated Press.
Dodał, że Sojusz Północnoatlantycki musi być w stanie rozmieścić takie siły, "aby skompensować tę presję (ze strony Rosji) tak długo, jak będzie to potrzebne". Zastrzegł jednocześnie, że nie ma na razie żadnych oznak, by Rosja zamierzała wywierać militarną presję na jakikolwiek kraj NATO.
– Nie mówimy, że (Rosjanie) planują to zrobić, nie mówimy, że są jakiekolwiek wskazówki, że mają teraz jakikolwiek kraj NATO na myśli – powiedział generał Bradshaw. – Mówimy jedynie, że na wypadek takiej ewentualności nasze siły muszą mieć właściwe zdolności reagowania – zaznaczył.
NATO ma już siły szybkiego reagowania (ang. NATO Response Force), ale w ocenia generała Bradshawa brakuje sił bojowych o "bardzo wysokiej gotowości". Dodał, że dowódcy NATO uważają, iż takie jeszcze sprawniejsze wojska są potrzebne, ale ich utworzenie będzie zależało od decyzji przywódców politycznych państw NATO, którzy spotkają się we wrześniu na szczycie Sojuszu w Walii.
Generał Bradshaw był zastępcą dowódcy sił NATO w Afganistanie, zanim w marcu objął stanowisko zastępcy dowódcy sił NATO w Europie.