Władze w Pjongjang chwalą się niemal 100 procentową frekwencją wyborczą. Zdaniem rządu Kim Dzong Una, brakujące 0.03% głosów to osoby przebywające za granicą, które nie miały możliwości wzięcia udziału w głosowaniu.
Od 2011 roku szefem rządu w Korei Północnej jest Kim Dzong Un. To właśnie za jego przyzwoleniem na listach wyborczych do konkretnych samorządów znalazły się takie, a nie inne osoby. Głosujący obywatele mieli więc do wyboru tylko jednego kandydata w okręgu. Na karcie wrzucanej do urn wyborczych mogli zadeklarować swoje poparcie lub wyrazić sprzeciw.
Oczywiście nikt z obywateli nie ośmielił się zakwestionować propozycji przywódcy Korei. Jak twierdzą władze w Pjongjng, umożliwiło to uzyskanie wyniku 99,97 proc. głosów na „tak", tzn. poparcie dla każdego z kandydatów do władz samorządowych.
Również cztery lata temu kiedy wybrano 28 116 przedstawicieli lokalnych społeczności, nie odnotowano żadnego głosu na „nie".
Zadanie przyszłych samorządowców to cykliczne zatwierdzanie budżetów i wybieranie swoich przywódców aprobowanych przez Wojskową Partię Pracy Korei.
Czytaj więcej:
Korea Północna testuje nową rakietę balistyczną