Sto tysięcy uchodźców rozłożyło się obozem na lotnisku w Bangi, stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej, by pod bokiem wojsk z Francji szukać ratunku przed pogromami. Lotnisko będzie także bazą dla pół setki żołnierzy z Polski, którzy mają wesprzeć Francuzów.
Konflikt między muzułmanami i chrześcijanami, który przed miesiącem przerodził się w religijne pogromy, pochłonął już tysiące ludzi, a jedną piątą 5-milionowej ludności państwa uczynił uchodźcami we własnym kraju. Ratując się przed pogromami, swoje domy porzuciła jedna trzecia mieszkańców prawie milionowego Bangi. Większość szuka bezpiecznego azylu na stołecznym lotnisku, gdzie stacjonują zagraniczne wojska, przysłane z zadaniem zapobieżenia mordom. Lotnisko w Bangi jest główną bazą dla 1,6 tys. żołnierzy z Francji, a także dla blisko 4 tys. żołnierzy z państw Unii Afrykańskiej.
Inwazja Francuzów na początku przerwała na jakiś czas rozruchy, a do rozłożonego nad rzeką Ubangi miasta powrócił spokój. Ożyły targowiska, ludzie powychodzili z kryjówek.
Francuzi wysłali wojska do Republiki Środkowoafrykańskiej, swojej byłej kolonii, by położyć kres toczącym się tam od wiosny pogromom chrześcijan. Prześladowania zaczęły się w marcu, gdy po kilkumiesięcznym oblężeniu muzułmańscy rebelianci z północy kraju obalili prezydenta, chrześcijanina Francois Bozize, a na jego miejsce osadzili Michela Djotodię, pierwszego muzułmanina na tym stanowisku.
Po zdobyciu stolicy kraju, Bangi, metropolii położonej na chrześcijańskim południu, muzułmanie narzekający na dziesięciolecia dyskryminacji potraktowali miasto i jego mieszkańców jak łup wojenny. Zaczęły się grabieże i pogromy.
Republika Środkowoafrykańska - tak jak inne afrykańskie kraje Sahelu i jego pogranicza, Sudan, Czad czy Mali - dzieli się na murzyńskie i wyznające w większości chrześcijaństwo Południe oraz rzadziej zaludnioną, muzułmańską i często arabską Północ. Polityczny konflikt między rządzącym Południem i dyskryminowaną Północą zaczął przybierać postać wojny religijnej pod koniec rządów skorumpowanego despoty Bozize (2003-2013), który swoich politycznych wrogów zaczął nazywać dżihadystami, licząc nie tylko na wsparcie współwyznawców, ale przede wszystkim Zachodu, toczącego światową wojnę z muzułmańskimi fundamentalistami.
Zachód nie dał się nabrać na sztuczki Bozize, ale uprawiana przez niego demagogia sprawiła, że środkowoafrykańskim chrześcijanom rebelianci zlali się w jedno z muzułmanami, zaś muzułmanom - chrześcijanie ze znienawidzonym tyranem.
W identyczny sposób mieszkańcy Republiki Środkowoafrykańskiej potraktowali interweniujące cudzoziemskie wojska. Kiedy Francuzi zaczęli rozbrajać muzułmańskie bojówki w Bangi, wyznawcy islamu uznali ich za sprzymierzeńców chrześcijan. Chrześcijanie zaś rzucają się do gardeł muzułmańskim żołnierzom z Czadu, przysłanym w ramach sił pokojowych Unii Afrykańskiej.
Czadyjczycy są podwójnie znienawidzeni w Republice Środkowoafrykańskiej. Wielu Czadyjczyków (a także Sudańczyków) walczyło jako ochotnicy w partyzanckiej armii, która obaliła Bozize, a prezydent Czadu Idriss Deby, który przez cała lata był głównym opiekunem i dobrodziejem Bozize, odmówił mu pomocy, gdy rebelianci szturmowali stolicę.
Chrześcijanie, którzy od marca do jesieni byli gromieni przez muzułmańskich watażków, w listopadzie sami zorganizowali zbrojne milicje i przeszli do kontrnatarcia. Na początku grudnia Bozize i jego dawni żołnierze próbowali odbić Bangi. Odepchnięci od pałacu prezydenckiego, zaczęli urządzać w mieście pogromy muzułmanów.
Po kilku dniach zaprowadzonego przez Francuzów spokoju nad Ubangi znów giną ludzie, teraz głównie muzułmanie, płoną meczety i kościoły, a bojówkarze bezczeszczą zwłoki swoich ofiar. Giną też żołnierze z zagranicznych sił interwencyjnych. W grudniu zginęło dwóch Francuzów, sześciu Czadyjczyków i trzech żołnierzy z Konga.
Ludność cywilna ucieka na stołeczne lotnisko, pod opiekę Francuzów. Władze Czadu specjalnymi samolotami ewakuowały z Bangi ponad 4 tys. swoich obywateli. Ewakuację organizują także Senegal, Niger i Kamerun.
Francuzi mieli nadzieję, że w wyprawie wojennej nad Ubangi wesprą ich sojusznicy z Zachodu. Jednak tylko Belgia obiecała wysłanie dwóch samolotów transportowych i stu żołnierzy obsługi, a Polska zamierza wysłać jeden samolot i 50 żołnierzy załogi. Ich bazą będzie stołeczne lotnisko, obrosłe namiotowym miastem uchodźców. Lekarze Bez Granic (MSF) ostrzegają, że jeśli obozowisku na lotnisku nie zapewni się dostępu do wody i odpowiedniej logistyki sanitarnej, wkrótce może się ono stać źródłem epidemii.
Francja liczyła, że jej żołnierze już w styczniu zostaną zluzowani przez zwiększony do 6 tys. żołnierzy kontyngent wojsk Unii Afrykańskiej, a za pół roku w ogóle zastąpi ich kilka tysięcy błękitnych hełmów z ONZ. Wygląda jednak na to, że Francuzi zostaną nad Ubangi znacznie dłużej. Póki co, w Bangi wylądowało kilkuset Burundyjczyków, a przysłanie wojsk obiecała Rwanda i Demokratyczna Republika Konga. Szanse na przysłanie wojsk ONZ zmalały po wybuchu w połowie grudnia wojny domowej w sąsiednim Sudanie Południowym.