Misja poszukiwawcza, która pracuje w miejscu katastrofy malezyjskiego boeinga na wschodniej Ukrainie, nie odnalazła w ostatnich dniach nowych szczątków jej ofiar – oświadczył jej szef Pieter-Jaap Aalbersberg. O pomoc poproszono miejscową ludność.
Eksperci, którym towarzyszą psy tropiące, przeszukali bezpośrednią okolicę upadku samolotu, lecz nie wykluczają, że ludzkie szczątki i rzeczy osobiste pasażerów malezyjskiego Boeinga 777 wciąż jeszcze mogą znajdować się w dalszej odległości od tego miejsca - powiedział Aalbersberg w Kijowie.
Poinformował, że misja zwróciła się z prośbą o pomoc do mieszkańców okolicznych miejscowości.
– Rozdajemy ulotki, w których prosimy, by ludzie informowali nas, że coś znaleźli, bądź przynosili nam rzeczy ofiar tej tragedii – przekazał.
– Doceniamy wsparcie ze strony miejscowych mieszkańców i rozumiemy, że ta katastrofa jest trudna i dla nich. To na ich podwórza spadały fragmenty samolotu i ciała, gdy bawiły się tam ich dzieci – podkreślił.
Szef misji wyjaśnił, że głównym celem działalności ponad stu ekspertów sądowych i nieuzbrojonych policjantów z Holandii, Australii i Malezji, a także grupy obserwatorów OBWE jest przekazanie szczątków ofiar katastrofy ich bliskim. Aalbersberg nie potrafił powiedzieć, jak długo misja pozostanie w miejscu tragedii.
Ukraińskie media podały, że do Kijowa przybyła 12-osobowa grupa amerykańskich ekspertów wojskowych, którzy mają pomagać władzom Ukrainy i specjalistom, którzy znajdują się już w miejscu katastrofy, w badaniu jej przyczyn.
Zadaniem Amerykanów będzie wsparcie logistyczne i komunikacyjne. Grupa ta nie będzie wyjeżdżać w rejon, gdzie malezyjski samolot spadł na ziemię, lecz będzie działała z Kijowa.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: