Parlament Bułgarii przychylił się do żądania banku centralnego, by karać za rozsiewanie pogłosek o stanie systemu bankowego. Do kodeksu karnego wprowadzono nowy zapis, który grozi autorom takich pogłosek pozbawieniem wolności do 10 lat.
Głosami niedawnych oponentów w parlamencie - centroprawicowej partii GERB byłego premiera Bojko Borysowa oraz zrzeszającego turecką mniejszość ruchu DPS - zaaprobowano nowelizację, zgodnie z którą przewiduje się karę pozbawienia wolności od 2 do 5 lat „za rozpowszechnianie wprowadzającej w błąd lub nieprawdziwej informacji lub innych wiadomości o banku lub instytucji finansowej, które mogą doprowadzić do zamętu i obaw wśród ludności”.
– "Jeżeli w wyniku wprowadzenia (takich informacji) do obiegu wyrządzono komuś poważne szkody lub ktoś uzyskał znaczne, a sprzeczne z prawem dochody, karą jest pozbawienie wolności od 5 do 10 lat" – napisano w nowelizacji.
Przeciw nowelizowaniu kodeksu karnego kategorycznie wypowiedziała się w parlamencie lewica. Wiceprzewodniczący Bułgarskiej Partii Socjalistycznej Janaki Stoiłow powiedział, że widzi w nowym zapisie zagrożenie dla wolności słowa. – Powstaje wrażenie, że określone instytucje nie mogą podlegać żadnej krytyce – oświadczył.
Według Stoiłowa sformułowanie „rozpowszechnianie informacji” dotyczy także oficjalnych raportów banków, a te wymagają przecież najszerszego upublicznienia, zaś „obawy i zamęt” są pojęciami z dziedziny psychologii i nie ma dla nich miejsca w tekście prawnym. Zdaniem posła należy raczej podjąć zdecydowane działania na rzecz nasilenia nadzoru nad bankami i udoskonalenia ich działalności. – Banki pracują nie swoimi pieniędzmi, a środkami ludzi i powinny być zarządzane w taki sposób, aby te środki były bezpieczne – mówił.
Nowy zapis w kodeksie karnym wywołał ostry sprzeciw środowisk dziennikarzy i analityków finansowych, według których nowela praktycznie zakazuje podawanie jakiejkolwiek informacji o systemie bankowym w chwili, kiedy przeżywa on wstrząsy.
Bank centralny Bułgarii zaproponował tę nowelizację po serii ataków medialnych na kilka banków w czerwcu. Pogłoski o rychłej upadłości dotyczyły szczególnie Pierwszego Banku Inwestycyjnego (PIB), przed którym zaczęły się ustawiać ogromne kolejki. 27 czerwca bank musiał na krótko zawiesić działalność; wznowił ją po potężnej interwencji państwa, które - dzięki otrzymanej w trybie pilnym zgodzie Komisji Europejskiej - uruchomiło linię kredytową wysokości blisko 1,7 mld euro, aby zagwarantować płynność finansową PIB.
Tydzień wcześniej, po trwających ponad miesiąc atakach medialnych, niewypłacalność ogłosił bank KTB. Został oddany pod specjalny nadzór banku centralnego i w ubiegły piątek pozbawiony licencji. Z wtorkowego komunikatu banku centralnego wynika, że KTB pozostanie zamknięty co najmniej do 20 września. Informacji o jego rzeczywistym stanie brak.
Los depozytów klientów tego banku jest niepewny. Państwo gwarantuje depozyty osób fizycznych wysokości do 100 tys. euro. Wkłady osób prawnych nie są gwarantowane. Lokaty w KTB wynoszą łącznie 3,7 mld euro. Wśród klientów banku jest wiele dużych firm państwowych, m.in. stołeczna ciepłownia, międzynarodowe lotnisko w Sofii, wiele firm prywatnych. Według ekspertów finansowych jedna trzecia dużych podatników ma obecnie zamrożone konta i nie może m.in. realizować zobowiązań wobec budżetu. Według związków zawodowych los około 80 tys. miejsc pracy w kraju zależy od losu KTB.