W Wielkiej Brytanii coraz więcej doniesień o przełożeniu brexitu na później. W Izbie Gmin narasta ponadpartyjny bunt przeciwko premier. Oponęci chcą zmusić Theresę May do odłożenia brexitu, by uniknąć wyjścia bez umowy. Daily Telegraph donosi, że myśli o tym również gabinet May.
Dziennik "Daily Telegraph" donosi, że kancelaria premier May rozważa prośbę o to, by Królestwo mogło pozostać w Unii ok. dwa miesiące dłużej niż pierwotnie planowano. Po pierwsze dlatego, że ciągle nie ma przełomu w negocjacjach z UE, po drugie - premier boi się dotkliwej wizerunkowej porażki w Izbie Gmin.
Na środę zaplanowano głosowanie brexitowe. Premier, zgodnie z oczekiwaniami ogłosiła, że nie będzie to głosowanie nad nową wersją umowy, której po prostu nie ma, ale nad dalszymi krokami ws. wyjścia z Unii. Członkowie parlamentu będą mieli szansę na przejęcie części kontroli nad wyjściem z Unii. Ponadpartyjną popularność zyskuje poprawka, która zmusić ma premier do odłożenia brexitu, jeśli do 13. marca Izba Gmin nie zatwierdzi nowego porozumienia. Według Daily Telegraph premier może więc sama zasugerować przełożenie wyjścia z Unii na później unikając buntu i porażki w głosowaniu.
Premier chce teraz, by głosowanie zatwierdzające brexit odbyło się najpóźniej 12. marca. A gdyby do tego czasu porozumienia nie było, gabinet miałby prosić Wspólnotę o dodatkowe dwa miesiące. Tymczasem Guardian i Bloomberg donoszą że Unia rozważa inny plan: zamiast braku umowy, ale też zamiast krótkotrwałego przedłużenia członkostwa, które mogłoby się okazać niewystarczające - związanie Brytanii z Unią aż do 2021 roku. To dałoby obu stronom więcej czasu na porozumienie ws. przyszłych relacji. I mogłoby sprawić, że najbardziej kontrowersyjny element poprzedniej umowy - tzw. irlandzki bezpiecznik - mógłby zostać ominięty. Wariant ten wywołałby jednak opór ze strony twardych brexitowców w Partii Konserwatywnej.