- Ludzie na wschodzie Ukrainy nie zorganizują własnych majdanów, bo się boją zemsty ze strony terrorystów. Może byliby bardziej aktywni, gdyby stało za nimi państwo - mówiła w porannym programie Telewizji Republika niezależna dziennikarka Olena Bondarenko.
Jak powiedziała Bondarenko, ludzie w Kijowie codziennie zbierają się pod gmachem Rady Najwyższej. - Nie widzą państwa jako państwa, nie widzą woli politycznej, by zmienić sytuację na wschodzie - tłumaczyła.
Odpowiadając na pytanie, dlaczego lokalna ludnośc na wschodzie Ukrainy nie występuje przeciw terrorystom, Bondarenko powiedziała: "Do tego potrzebna jest wiedza wojskowa, przeszkolenie z zakresu dywersji, jakaś broń". Jak dodała, chcieliby dać odpór działaniom przysyłanych przez Putina terrorystów, ale "nie czują za sobą państwa".
Dziennikarka wyjaśniła również, że rosyjskojęzyczna ludność na wschodzie Ukrainy nie czuje się w żadnym stopniu dyskryminowana. Prezydent Rosji Władimir Putin właśnie tego argumentu używa, by uzasadnić rosyjską obecność wojskową w przygranicznych okręgach. - Ponad 50 proc. ludności w każdym z tych regionów chce, by Ukraina pozostała w swoim obecnym kształcie - wyjaśniła Bondarenko.
Komentując porozumienie genewskie zawarte między USA, UE, Rosją i Ukrainą w sprawie deeskalacji konfliktu Bondarenko powiedziała: "To tylko gest dyplomatyczny. Ale czas na takie gesty już dawno się skończył, poza tym z terrorystami się nie negocjuje".