Premier Tajlandii Yingluck Shinawatra zaproponowała przeprowadzenie referendum w sprawie swej przyszłości politycznej i obiecała rezygnację ze stanowiska, jeśli taka będzie wola narodu. W kraju od miesiąca trwają antyrządowe demonstracje.
Protesty rozpoczęły się w zeszłym miesiącu, gdy rząd poparł projekt ustawy amnestyjnej, która mogłaby umożliwić powrót do Tajlandii brata obecnej premier, byłego szefa rządu Thaksina Shinawatry, skazanego w 2008 r. na więzienie za korupcję.
Prace nad projektem ustawy o amnestii zostały wstrzymane, przynajmniej na razie, ale demonstracje nie ustały. Yingluck Shinawatra jest dość powszechnie postrzegana jako reprezentantka interesów swego przebywającego poza krajem brata, który za jej pośrednictwem wywiera wpływ na politykę rządu.
Podczas protestów dochodzi do starć policji z manifestantami. Policja używa gazów łzawiących. Obecnie demonstranci okupują budynki resortu finansów i administracji rządowej.
Przywódca protestów, opozycyjny deputowany i były wicepremier Suthep Thaugsuban wezwał do przeprowadzenia wielkiej demonstracji, aby zmusić premier do ustąpienia.
Yingluck Shinawatra powiedziała w wystąpieniu telewizyjnym, że jej rząd poszukuje drogi do zakończenia konfliktu. - Powinniśmy przeprowadzić referendum, w którym naród zdecyduje co powinniśmy zrobić - powiedziała. - Chcę wysłuchać propozycji protestujących. Jestem gotowa zrezygnować i rozwiązać parlament, jeśli taka będzie wola większości narodu - dodała.
Thaksin Shinawatra, były magnat telekomunikacyjny, który przytłaczającą większością wygrywał wybory w 2001 i 2005 r., został obalony przez wojsko w 2006 r. Pozostaje kimś w rodzaju ludowego bohatera, zwłaszcza dla biedaków, których głosy pomogły Yingluck i jej partii zwyciężyć w wyborach w 2011 r. Jednak skandale korupcyjne spowodowały zdecydowany spadek popularności byłego premiera i jego siostry wśród przedstawicieli klasy średniej w Bangkoku. Thaksin wyjechał z Tajlandii w 2008 r. i przebywa na emigracji w Dubaju.